Tradycyjny, mięsny, pyszny bigos z nietypowymi dodatkami. Dla mnie wspaniały!
składniki:
1 kg kapusty kwaszonej
0,5 kg mięsa (kawałki pieczeni wołowej, cielęcej, baraniej, wieprzowej, dziczyzny, drobiu)
12dag kiełbasy (zwyczajnej, białej, podwawelskej)
10 dag boczku wędzonego lub okrawki szynki
2,5dag słoniny lub smalcu
1 cebula
1/2 łyżki mąki
8g grzybów suszonych
2 łyżki powidła śliwkowego (lub kilka suszonych śliwek)
50ml wina czerwonego (wytrawne)
1/2 łyżki masła
Sól, cukier, pieprz, liść laurowy, ziele angielskie
sposób przygotowania:
Kwaszoną kapustę zalać niewielką ilością rosołu lub wrzącej wody i gotować bez przykrycia przez ok. 1 godzinę. Razem z kapustą gotować skórki ze świeżej lub wędzonej słoniny i boczek. Umyte i namoczone poprzedniego dnia grzyby ugotować i posiekać, a wywar wlać do kapusty. Dodać również mięso pokrajane w dość grubą kostkę razem z tłuszczem. Skórki i boczek wyjąć, boczek pokrajać w małą kostkę i włożyć z powrotem. Kiełbasę obrać ze skórki, pokrajać w talarki. Jeżeli do bigosu dodaje się okrawki szynki, również należy je pokrajać. Wszystkie składniki wymieszać i razem dusić. Dodać liść
laurowy i ziele angielskie. Przesmażyć cebulę na smalcu lub słoninie, wsypać mąkę, zarumienić na złoty kolor (zrobić zasmażkę) i podawać bigos.
składniki:
1 kg kapusty kwaszonej
0,5 kg mięsa (kawałki pieczeni wołowej, cielęcej, baraniej, wieprzowej, dziczyzny, drobiu)
12dag kiełbasy (zwyczajnej, białej, podwawelskej)
10 dag boczku wędzonego lub okrawki szynki
2,5dag słoniny lub smalcu
1 cebula
1/2 łyżki mąki
8g grzybów suszonych
2 łyżki powidła śliwkowego (lub kilka suszonych śliwek)
50ml wina czerwonego (wytrawne)
1/2 łyżki masła
Sól, cukier, pieprz, liść laurowy, ziele angielskie
sposób przygotowania:
Kwaszoną kapustę zalać niewielką ilością rosołu lub wrzącej wody i gotować bez przykrycia przez ok. 1 godzinę. Razem z kapustą gotować skórki ze świeżej lub wędzonej słoniny i boczek. Umyte i namoczone poprzedniego dnia grzyby ugotować i posiekać, a wywar wlać do kapusty. Dodać również mięso pokrajane w dość grubą kostkę razem z tłuszczem. Skórki i boczek wyjąć, boczek pokrajać w małą kostkę i włożyć z powrotem. Kiełbasę obrać ze skórki, pokrajać w talarki. Jeżeli do bigosu dodaje się okrawki szynki, również należy je pokrajać. Wszystkie składniki wymieszać i razem dusić. Dodać liść
laurowy i ziele angielskie. Przesmażyć cebulę na smalcu lub słoninie, wsypać mąkę, zarumienić na złoty kolor (zrobić zasmażkę) i podawać bigos.
Nie rozpiera mnie ogromny entuzjazm na hasło - tradycyjna kuchnia naszych babć, prababć i praprababć. Z resztą to widać na blogu: mało wieprzowiny, wołowiny ogólnie pieczeni, w zasadzie same ptaszyska i to w przepadze filety. Do tego niewiele ciast i ciasteczek, które tak bardzo lubiłam w dzieciństwie. Niemniej jednak okres przedświąteczny skłania mnie do wspomnień i podróży w czasie do zapomnianych potraw.
Kiedy byłam mała babcia zawsze wybierała mi z mięsa chrząstki, kostki oraz wszelkie galaretkowate fragmenty. Byłam bardzo wybredną dziewczynką, mogącą o byle co, pogniewać się na obiad. Dziś mogę powiedzieć, iż dojrzałam do mięs z kością, choć nie jadam ich zbyt często, bo wiązałoby się to z całotygodniowym obiadem tylko dla mnie ze względu na pozostałych zjadaczy. Ciast nie piekę, bo byłoby podobnie jak z mięsem, w ostateczności musiałyby przeleżeć wieki. Oczywiście na początku każdy by spróbował, by później wypominać kalorie i to, że się od nich roztyjemy :-)
Tak wygląda po krótce historia różnych gatunków pokarmu (ale zabrzmiało) w moim domu. Zawsze jednak intrygowały mnie niektóre przepisy. I aby do tego wszystkiego uczynić wstęp wspomnę tu najpierw o sękaczu. Wypieku intrygującym swoim kształtem i fakturą, a do tego zachwycającym (przynajmniej mnie) smakiem. Tak bardzo mnie to wszystko zaciekawiło, że zawsze chciałam wiedzieć, jak się taki sękacz robi. W końcu przeszłam już pomyślnie początki pieczenia chleba, więc i na sękacz mogłaby przyjść pora. Mogłaby, bo niestety nie dysponuję jedną najważniejszą rzeczą. Jak? O tym zaraz się przekonacie.
W przepisach "Na łęczyńskim stole" znalazłam odpowiedź (wraz z przepisem) na moje odwieczne sękaczowe pytanie. Przepis opiewał w niebotyczne ilość składników jak: 60 sztuk jaj, 1 kg mąki, 1kg cukru, 1kg masła, 4 fiolki aromatu do ciast, 1 proszek do pieczenia i kilka innych. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie to napisane jest tak:
"Do pieczenia sękacza potrzebny jest piec węglowy, drobno porąbane drewno, najlepiej brzozowe, specjalny rożen z długim wałkiem oraz "koszulka" czyli płócienny woreczek na wałek. Wałek w "koszulce" należy nasmarować grubo masłem i przymocować na stelażu tak, aby swobodnie się obracał.
Żółtka oddzielić od białek. Białka ubić na sztywną pianę, a następnie dodać cukier. Dalej ubijać. Dodać żółtka i dokładnie wymieszać. Następnie mieszając dodawać powoli mąkę i pozostałe składniki. Na koniec dodać stopione, wystudzone masło.
Stelaż należy umieścić bezpośrednio nad ogniem i rozpocząć kręcenie wałkiem.
Gdy masło zaczyna się topić, polewać kręcony wałek porcjami ciasta (po łyżce). W ten sposób tworzą się warstwy sękacza. Po upieczeniu ostatniej warstwy zdjąć wałek ze stelażu i pozostawić do wystygnięcia. Gdy sękacz ostygnie usunąć wałek w „koszulce” ze środka i postawić na podstawce. Kroić w poprzek.
W pieczeniu sękacza biorą udział co najmniej 2 osoby: jedna kręci wałkiem, druga nakłada porcje ciasta. Wypiek trwa około 2 godzin."
Tak więc nie mam póki co pieca. Lecz kto wie. Może kiedyś uda mi się taki piec znaleźć i upiec w nim sękacz. Czas pokaże. Tymczasem wkrótce zamieszczę przepis na bigos myśliwski z łęczyńskich przepisów.
Kiedy byłam mała babcia zawsze wybierała mi z mięsa chrząstki, kostki oraz wszelkie galaretkowate fragmenty. Byłam bardzo wybredną dziewczynką, mogącą o byle co, pogniewać się na obiad. Dziś mogę powiedzieć, iż dojrzałam do mięs z kością, choć nie jadam ich zbyt często, bo wiązałoby się to z całotygodniowym obiadem tylko dla mnie ze względu na pozostałych zjadaczy. Ciast nie piekę, bo byłoby podobnie jak z mięsem, w ostateczności musiałyby przeleżeć wieki. Oczywiście na początku każdy by spróbował, by później wypominać kalorie i to, że się od nich roztyjemy :-)
Tak wygląda po krótce historia różnych gatunków pokarmu (ale zabrzmiało) w moim domu. Zawsze jednak intrygowały mnie niektóre przepisy. I aby do tego wszystkiego uczynić wstęp wspomnę tu najpierw o sękaczu. Wypieku intrygującym swoim kształtem i fakturą, a do tego zachwycającym (przynajmniej mnie) smakiem. Tak bardzo mnie to wszystko zaciekawiło, że zawsze chciałam wiedzieć, jak się taki sękacz robi. W końcu przeszłam już pomyślnie początki pieczenia chleba, więc i na sękacz mogłaby przyjść pora. Mogłaby, bo niestety nie dysponuję jedną najważniejszą rzeczą. Jak? O tym zaraz się przekonacie.
W przepisach "Na łęczyńskim stole" znalazłam odpowiedź (wraz z przepisem) na moje odwieczne sękaczowe pytanie. Przepis opiewał w niebotyczne ilość składników jak: 60 sztuk jaj, 1 kg mąki, 1kg cukru, 1kg masła, 4 fiolki aromatu do ciast, 1 proszek do pieczenia i kilka innych. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie to napisane jest tak:
"Do pieczenia sękacza potrzebny jest piec węglowy, drobno porąbane drewno, najlepiej brzozowe, specjalny rożen z długim wałkiem oraz "koszulka" czyli płócienny woreczek na wałek. Wałek w "koszulce" należy nasmarować grubo masłem i przymocować na stelażu tak, aby swobodnie się obracał.
Żółtka oddzielić od białek. Białka ubić na sztywną pianę, a następnie dodać cukier. Dalej ubijać. Dodać żółtka i dokładnie wymieszać. Następnie mieszając dodawać powoli mąkę i pozostałe składniki. Na koniec dodać stopione, wystudzone masło.
Stelaż należy umieścić bezpośrednio nad ogniem i rozpocząć kręcenie wałkiem.
Gdy masło zaczyna się topić, polewać kręcony wałek porcjami ciasta (po łyżce). W ten sposób tworzą się warstwy sękacza. Po upieczeniu ostatniej warstwy zdjąć wałek ze stelażu i pozostawić do wystygnięcia. Gdy sękacz ostygnie usunąć wałek w „koszulce” ze środka i postawić na podstawce. Kroić w poprzek.
W pieczeniu sękacza biorą udział co najmniej 2 osoby: jedna kręci wałkiem, druga nakłada porcje ciasta. Wypiek trwa około 2 godzin."
Tak więc nie mam póki co pieca. Lecz kto wie. Może kiedyś uda mi się taki piec znaleźć i upiec w nim sękacz. Czas pokaże. Tymczasem wkrótce zamieszczę przepis na bigos myśliwski z łęczyńskich przepisów.
Grzegorz: "Jest bardzo delikatna, soczysta i z chrupiącą skórką. Aromat ma silny i zachęcający. Jest łatwa w przygotowaniu i zawsze się udaje!".
Ja zacznę analizę od końca tego opisu. Otóż jest łatwa - to fakt, ale żeby zawsze wychodziła delikatna i soczysta trzeba się postarać. Podczas kilkukrotnych przygotowań modyfikowałm podany czas, gdyż wg mnie i termometru do mięs jest on zbyt długi, aby mięso było soczyste. Nie wspomnę już nawet o chrupiącej skórce, która jeszcze nigdy mi się nie udała, ale...
...polecam Wam ten przepis - szczególnie dla amatorów mocnych, czosnkowych wrażeń. Naprawdę warto go przygotować, gdyż karkówka nie tyle może posłużyć jako obiad, ale również na zimno - jako wędlina do chleba. W tej drugiej wersji jest zniewalająca. Wszystko zależy jedynie od dobrze dobranego kawałka mięsa.
PS. Nie wiem, gdzie ten przepis wcięło na MM, ale za nic w świecie nie mogę go tam odszukać, dlatego podaję poniżej:
składniki:
1,5 karkówki
czubata łyżka soli
płaska łyżka świeżo zmielonego czarnego pieprzu
2 łyżki suszonego majeranku
2 łyżki oleju
2 łyżki masła
2 spore główki czosnku
sposób przygotowania:
Karkówkę myję i osuszam. Nacieram dokładnie wszystkimi przyprawami, zawijam w folię i wstawiam do lodówki na kilka godzin (najlepiej na noc).
Kiedy mięso nabierze aromatu przypraw, na dużej patelni rozgrzewam silnie olej i obsmażam na rumiano karkówkę z wszystkich stron..
Przekładam je do naczynia żaroodpornego (z przykrywką), kładę na wierzch masło, a obok główki czosnku podzielone na ćwiartki - razem ze skórą. Naczynie przykrywam i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 120 stopni i piekę przez 3,5 godziny.
Po tym czasie naczynie odkrywam, temperaturę zwiększam do 200 stopni i piekę mięso jeszcze 15 minut, aż zyska chrupiącą skórkę.
Zanim je podam, pozwalam pieczeni odpocząć przez 5 minut.
Smakuje wybornie zarówno na gorąco jak i na zimno.
Koniecznym dodatkiem są buraczki lub ćwikła z chrzanem.
Sok, który się wytopi podczas pieczenia jest doskonałym dodatkiem do bigosu.
Można nim również po zastygnięciu smarować grube pajdy chleba i wcinać z wielkim smakiem. I to jest moim zdaniem najlepszy pomysł.
Taką karkówkę można również upiec w rękawie foliowym. Wtedy należy ją piec na kratce, a pod koniec pieczenia rozerwać wierzch folii.
Źródło: MniamMniam
Ja zacznę analizę od końca tego opisu. Otóż jest łatwa - to fakt, ale żeby zawsze wychodziła delikatna i soczysta trzeba się postarać. Podczas kilkukrotnych przygotowań modyfikowałm podany czas, gdyż wg mnie i termometru do mięs jest on zbyt długi, aby mięso było soczyste. Nie wspomnę już nawet o chrupiącej skórce, która jeszcze nigdy mi się nie udała, ale...
...polecam Wam ten przepis - szczególnie dla amatorów mocnych, czosnkowych wrażeń. Naprawdę warto go przygotować, gdyż karkówka nie tyle może posłużyć jako obiad, ale również na zimno - jako wędlina do chleba. W tej drugiej wersji jest zniewalająca. Wszystko zależy jedynie od dobrze dobranego kawałka mięsa.
PS. Nie wiem, gdzie ten przepis wcięło na MM, ale za nic w świecie nie mogę go tam odszukać, dlatego podaję poniżej:
składniki:
1,5 karkówki
czubata łyżka soli
płaska łyżka świeżo zmielonego czarnego pieprzu
2 łyżki suszonego majeranku
2 łyżki oleju
2 łyżki masła
2 spore główki czosnku
sposób przygotowania:
Karkówkę myję i osuszam. Nacieram dokładnie wszystkimi przyprawami, zawijam w folię i wstawiam do lodówki na kilka godzin (najlepiej na noc).
Kiedy mięso nabierze aromatu przypraw, na dużej patelni rozgrzewam silnie olej i obsmażam na rumiano karkówkę z wszystkich stron..
Przekładam je do naczynia żaroodpornego (z przykrywką), kładę na wierzch masło, a obok główki czosnku podzielone na ćwiartki - razem ze skórą. Naczynie przykrywam i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 120 stopni i piekę przez 3,5 godziny.
Po tym czasie naczynie odkrywam, temperaturę zwiększam do 200 stopni i piekę mięso jeszcze 15 minut, aż zyska chrupiącą skórkę.
Zanim je podam, pozwalam pieczeni odpocząć przez 5 minut.
Smakuje wybornie zarówno na gorąco jak i na zimno.
Koniecznym dodatkiem są buraczki lub ćwikła z chrzanem.
Sok, który się wytopi podczas pieczenia jest doskonałym dodatkiem do bigosu.
Można nim również po zastygnięciu smarować grube pajdy chleba i wcinać z wielkim smakiem. I to jest moim zdaniem najlepszy pomysł.
Taką karkówkę można również upiec w rękawie foliowym. Wtedy należy ją piec na kratce, a pod koniec pieczenia rozerwać wierzch folii.
Źródło: MniamMniam
Ta dam!
Mam Państwu przyjemność zaprezentować tę oto zupę, która przyczyniła się do przełomu konsumpcji zup w naszym domu. To pierwsze płynące danie obiadowe, któro znikło jeszcze tego samego dnia i któro zostało zaakceptowane przez męską część konsumentów.
Łączy w sobie zdrową, sytą soczewicę, ognisty smak pomidorów i delikatność kleksu śmietany, który wieńczy dzieło. Po prostu mniam! Gorąco polecam - szczególnie na zimowy czas. Ta zupa Was rozgrzeje!
Mam Państwu przyjemność zaprezentować tę oto zupę, która przyczyniła się do przełomu konsumpcji zup w naszym domu. To pierwsze płynące danie obiadowe, któro znikło jeszcze tego samego dnia i któro zostało zaakceptowane przez męską część konsumentów.
Łączy w sobie zdrową, sytą soczewicę, ognisty smak pomidorów i delikatność kleksu śmietany, który wieńczy dzieło. Po prostu mniam! Gorąco polecam - szczególnie na zimowy czas. Ta zupa Was rozgrzeje!
...bułeczki Bajaderki, z którymi zetknęłam się na MM i które zaliczam do swoich pierwszych w życiu bułeczkowych wypieków. One po prostu nie mogą się nie udać, dlatego polecam je nawet najbardziej początkującym, a na pewno przyniesie Wam to wiele radości i satysfakcji.
Są mięciutkie, o delikatnym miąższu z cieniutką skórką. Zachwycają nie tylko smakiem, który wychwalałabym pod niebiosa, ale także nietuzinkowym wyglądem. Jeśli to nie wystarczy, aby Was przekonać dodam, że znikają w mgnieniu oka, więc lepiej odrazu podwoić porcję.
Są mięciutkie, o delikatnym miąższu z cieniutką skórką. Zachwycają nie tylko smakiem, który wychwalałabym pod niebiosa, ale także nietuzinkowym wyglądem. Jeśli to nie wystarczy, aby Was przekonać dodam, że znikają w mgnieniu oka, więc lepiej odrazu podwoić porcję.
Nie wiem, dlaczego oryginalna nazwa tego dania to dosłownie fałyszywe muszelki, ale nie będę wnikać, gdyż o francuskim nie mam zielonego pojęcia. Niemniej jednak tak tłumaczy mi nazwę potrawy N. oraz translator Google. Trzeba im wierzyć :-) Przepis ten podał użytkownik Recipezaar.com uczulony na przegrzebki. Nigdy ich nie jadłam, więc nie wiem czy tak przygotowana rybka ma podobny smak i nawet jeśli tak nie jest, gorąco Wam ją polecam. Jest miękka, nasiąknięta sosem, ale nie rozpadająca się. Po prostu pyszna.
składniki:
500-680g filetów rybnych
½ szklanki białego półwytrawnego wina
½ łyżeczki natki pietruszki
½ łyżeczki soli
1 mała cebulka
10 dag pieczarek, pociętych na plasterki
6 łyżek masła
¼ cytryny
2 szklanki mleka
3 łyżki mąki
¾ szklanki grzanek*, pokruszonych
1/3 szklanki startego żółtego sera
sposób przygotowania:
Rybę pokroić na 2,5cm kawałki. Usunąć ewentualne ości.
Piekarnik rozgrzać do 175C.
Na patelni teflonowej rozgrzać 1 łyżkę masła i sok z ¼ cytryny. Tuż po roztopieniu się masła dodać pieczarki. Dusić pod przykryciem, czas od czasu mieszają ,aż będą delikatnie miękkie.
W rondelku roztopić 3 łyżki masła, dodać mąkę i zrobić jasną zasmażkę. Następnie wlać mleko, dokładnie wymieszać. Zdjąć z ognia, gdy sos będzie jedwabisty i gęsty.
Teraz czas na rybę. Na patelnię wlać wino, dodać pietruszkę, cebulkę pokrojoną w piórka oraz sól. Gdy wino zacznie bulgotać włożyć rybę. Dusić tylko do momentu, gdy ryba będzie prawie gotowa tzn. gdy zetnie się z jednej strony, przewracamy na drugą stronę i dusimy kolejną chwilkę.
Do natłuszczonego masłem naczynia żaroodpornego wkładany wcześniej przygotowaną rybę (bez wina, samo mięso i cebulkę), na to kładziemy pieczarki, polewamy wszystko sosem i posypujemy mieszanką sera, bułki tartej i masła (do wymieszania tego najlepiej posłużyć się dłońmi, biorąc najpierw bułkę tartą i masło - wcieramy palcami w bułkę, a na końcu dodając drobno starty ser).
Piec 15 minut. Na koniec można przełożyć zapiekankę bliżej grzałki górnej, żeby wierzch się zrumienił.
*grzanki można zastąpić bułką tartą.
PS. Nie wiem jak inne rodzaje ryb, ale ja do tego przepisu użyłam pangi. Bałam się, że w piekarniku się rozpadnie, lecz nic z tych rzeczy. Sekret tkwi chyba we wcześniejszym podduszaniu.
składniki:
500-680g filetów rybnych
½ szklanki białego półwytrawnego wina
½ łyżeczki natki pietruszki
½ łyżeczki soli
1 mała cebulka
10 dag pieczarek, pociętych na plasterki
6 łyżek masła
¼ cytryny
2 szklanki mleka
3 łyżki mąki
¾ szklanki grzanek*, pokruszonych
1/3 szklanki startego żółtego sera
sposób przygotowania:
Rybę pokroić na 2,5cm kawałki. Usunąć ewentualne ości.
Piekarnik rozgrzać do 175C.
Na patelni teflonowej rozgrzać 1 łyżkę masła i sok z ¼ cytryny. Tuż po roztopieniu się masła dodać pieczarki. Dusić pod przykryciem, czas od czasu mieszają ,aż będą delikatnie miękkie.
W rondelku roztopić 3 łyżki masła, dodać mąkę i zrobić jasną zasmażkę. Następnie wlać mleko, dokładnie wymieszać. Zdjąć z ognia, gdy sos będzie jedwabisty i gęsty.
Teraz czas na rybę. Na patelnię wlać wino, dodać pietruszkę, cebulkę pokrojoną w piórka oraz sól. Gdy wino zacznie bulgotać włożyć rybę. Dusić tylko do momentu, gdy ryba będzie prawie gotowa tzn. gdy zetnie się z jednej strony, przewracamy na drugą stronę i dusimy kolejną chwilkę.
Do natłuszczonego masłem naczynia żaroodpornego wkładany wcześniej przygotowaną rybę (bez wina, samo mięso i cebulkę), na to kładziemy pieczarki, polewamy wszystko sosem i posypujemy mieszanką sera, bułki tartej i masła (do wymieszania tego najlepiej posłużyć się dłońmi, biorąc najpierw bułkę tartą i masło - wcieramy palcami w bułkę, a na końcu dodając drobno starty ser).
Piec 15 minut. Na koniec można przełożyć zapiekankę bliżej grzałki górnej, żeby wierzch się zrumienił.
*grzanki można zastąpić bułką tartą.
PS. Nie wiem jak inne rodzaje ryb, ale ja do tego przepisu użyłam pangi. Bałam się, że w piekarniku się rozpadnie, lecz nic z tych rzeczy. Sekret tkwi chyba we wcześniejszym podduszaniu.
Mniamuśna, nietypowa sałatka z tego, co prawie zawsze mamy po ręką.
składniki:
makaron z 1 łagodnej zupki chińskiej, pokruszony
2 dojrzałe pomidory
1/4 puszki kukurydzy
1/2 cebuli, pokrojona w kosteczkę
10 dkg szynki, pokrojonej w kosteczkę
52jajka ugotowane na twardo, posiekane drobniutko
majonez, śmietana
sól i pieprz, do smaku
ser żółty, tarty do posypania
sposób przygotowania:
Wszystkie składniki mieszamy razem. Doprawiamy do smaku. I odstawiamy do lodówki na 4 godziny. W tym czasie makaron robi się miękki.
Źródło: Hichotka (internet)
składniki:
makaron z 1 łagodnej zupki chińskiej, pokruszony
2 dojrzałe pomidory
1/4 puszki kukurydzy
1/2 cebuli, pokrojona w kosteczkę
10 dkg szynki, pokrojonej w kosteczkę
52jajka ugotowane na twardo, posiekane drobniutko
majonez, śmietana
sól i pieprz, do smaku
ser żółty, tarty do posypania
sposób przygotowania:
Wszystkie składniki mieszamy razem. Doprawiamy do smaku. I odstawiamy do lodówki na 4 godziny. W tym czasie makaron robi się miękki.
Źródło: Hichotka (internet)
Kontynuując temat luzowania drobiu oraz nadziewania go różnościami przedstawiam kolejny wypróbowany przepis. Nie przedłużając dalej, życzę smacznego!
składniki:
1 kurczak, ok. 1,5kg wyluzowany
sól, pieprz, mielona papryka
1/2 szklanki ryżu
po 1/2 czerwonej i zielonej papryki
2 łodygi selera naciowego
1 gałązka rozmarynu
kilka liści pietruszki
1 łyżka oliwy
2 łyżki kukurydzy z puszki
3/4 szklanki bulionu drobiowego
1-2 łyżki masła
sposób przygotowania:
1. Kurczaka posypać solą, pieprzem i papryką.
2. Warzywa umyć, pokroić w drobną kostkę. Zioła opłukać i posiekać.
3. Na oliwie smażyć warzywa przez kilka chwil. Dodać kukurydzę i smażyć jeszcze kilka minut. Przyprawić oraz dodać zioła.
4. Ryż ugotować al dente w bulionie. Musi być lekko twardy, gdyż będziemy go jeszcze piec. Następnie dodać warzywa, wymieszać.
5. Piekarnik nagrzać do 200 stp. C.
6. Tuszkę kurczaka nafaszerować, zaszyć i włożyć do dobrze wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego. Na koniec położyć na wierzch plasteki masła. Piec około 80 minut polewając czas od czasu tłuszczem z pieczenia.
składniki:
1 kurczak, ok. 1,5kg wyluzowany
sól, pieprz, mielona papryka
1/2 szklanki ryżu
po 1/2 czerwonej i zielonej papryki
2 łodygi selera naciowego
1 gałązka rozmarynu
kilka liści pietruszki
1 łyżka oliwy
2 łyżki kukurydzy z puszki
3/4 szklanki bulionu drobiowego
1-2 łyżki masła
sposób przygotowania:
1. Kurczaka posypać solą, pieprzem i papryką.
2. Warzywa umyć, pokroić w drobną kostkę. Zioła opłukać i posiekać.
3. Na oliwie smażyć warzywa przez kilka chwil. Dodać kukurydzę i smażyć jeszcze kilka minut. Przyprawić oraz dodać zioła.
4. Ryż ugotować al dente w bulionie. Musi być lekko twardy, gdyż będziemy go jeszcze piec. Następnie dodać warzywa, wymieszać.
5. Piekarnik nagrzać do 200 stp. C.
6. Tuszkę kurczaka nafaszerować, zaszyć i włożyć do dobrze wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego. Na koniec położyć na wierzch plasteki masła. Piec około 80 minut polewając czas od czasu tłuszczem z pieczenia.
Pamiętam dzień, w którym to zaliczyłam pierwszego gniota z ziarenkami. Było to dawno temu, ale kiedy zobaczyłam przepis Mirabelki, postanowiłam jeszcze raz sprostać zadaniu.
Jak wiadomo co gospodyni, to i zakwas jest nieco inny. Ja bym nawet powiedziała, że zdecydowanie inny, gdyz wpływa na niego nie tylko sposób robienia i przyzwyczajenia, ale także lokalna mąka, z której go wykonujemy. Obecnie mój zakwas przyżywa swój "złoty wiek" - jest żywy i pachnie świeżymi jabłkami. Dlatego uwierzyłam, że jest w stanie sprostać temu wyswaniu u unieść nie tylko ciasto pszenno-żytnie, ale także dodatek ziaren słonecznika i siemienia lnianego.
Na koniec powiem tyle, iż bez zbędnego pośpiechu mieliśmy pyszny bochenek chleba. W prawdzie upieczony dla pewności w keksówce, ale mogoący pochwalić się niezwykle regularną strukturą w środku.
Jak wiadomo co gospodyni, to i zakwas jest nieco inny. Ja bym nawet powiedziała, że zdecydowanie inny, gdyz wpływa na niego nie tylko sposób robienia i przyzwyczajenia, ale także lokalna mąka, z której go wykonujemy. Obecnie mój zakwas przyżywa swój "złoty wiek" - jest żywy i pachnie świeżymi jabłkami. Dlatego uwierzyłam, że jest w stanie sprostać temu wyswaniu u unieść nie tylko ciasto pszenno-żytnie, ale także dodatek ziaren słonecznika i siemienia lnianego.
Na koniec powiem tyle, iż bez zbędnego pośpiechu mieliśmy pyszny bochenek chleba. W prawdzie upieczony dla pewności w keksówce, ale mogoący pochwalić się niezwykle regularną strukturą w środku.
Przepis na to piernikowe szaleństwo, któro uważam za najlepszy piernik jaki dotychczas jadłam pochodzi z książki „A Treasury of Jewish Holiday Baking” Marcy Goldman. Z podanych proporcji wychodzi naprawdę duża porcja: 2 blaszki muffinek (po 12 sztuk każda) oraz jedna keksówka. Można je zmniejszyć o połowę lub nawet więcej. Niemniej jednak warto, bo efekt jest zniewalający – wilgotne, delikatne, niezwykle bogate w smaku ciasto piernikowe, któro rozpływa się w ustach. Mmmm…
Przygotowałam go z myślą o Festiwalu Pierniczków 1 XII - 7 XII 2007. Zanim jednak przejdziecie do dalszej części, proponuję wyzbyć się wszelkich wyrzutów sumienia związanych z kaloriami ;-)
składniki:
3 ½ szklanki mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
½ łyżeczki soli
4 łyżeczki cynamonu
½ łyżeczki goździków*
½ łyżeczki ziela angielskiego**
1 szklanka oleju roślinnego
1 szklanka miodu
1 ½ szklanki cukru
½ szklanki brązowego cukru (opcjonalnie)***
3 jajka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1 szklanka kawy lub mocnej herbaty
½ szklanki świeżego soku z pomarańczy
¼ szklanki wódki lub whisky****
½ szklanki płatków migdałowych (opcjonalnie)
* użyłam samych główek rozgniecionych w moździerzu
** około 4-5 ziaren rozgniecionych w moździerzu
*** dla nas wystarczającą ilością słodyczy jest w tym przepisie biały cukier wraz z miodem
**** można zastąpić kawą lub sokiem
sposób przygotowania:
Piekarnik nagrzać do 175 stopni Celcjusza. Przygotować blaszki. Jeśli chcemy sprawić komuś słodką niespodziankę możemy upiec muffinki w specjalnie do tego przygotowanych papilotkach.
W dużej misce wymieszać mąkę, proszek do pieczenia, sodę, sól i przyprawy. Zrobić dołek i dodać olej, miód, cukier, jajka, ekstrakt waniliowy, kawę, sok z pomarańczy oraz alkohol.
Używając mocnej, dużej trzepaczki lub miksera, wymieszać dokładnie wszystkie składniki, upewniając się, że na dnie nie zostały suche składniki. Utworzy się gęsta masa.
Przygotowane wcześniej formy wypełniamy do połowy ciastem, po czym posypujemy migdałami. Muffiny pieczemy około 20-25 minut; ciasto w keksówce 40-45 minut. Ciasto jest gotowe, gdy lekko przyciśnięty wierzch sprężyście powraca do swojej pierwotnej formy.
Po wyjęciu z piekarnika pozostawiamy ciasto na 15 minut do wstępnego wystygnięcia, a następnie wyciągamy je z blaszki i kładziemy na kratce.
PS. Z chęcią polałabym je czekoladą, ale to byłaby już rozpusta ;-)
Przygotowałam go z myślą o Festiwalu Pierniczków 1 XII - 7 XII 2007. Zanim jednak przejdziecie do dalszej części, proponuję wyzbyć się wszelkich wyrzutów sumienia związanych z kaloriami ;-)
składniki:
3 ½ szklanki mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
½ łyżeczki soli
4 łyżeczki cynamonu
½ łyżeczki goździków*
½ łyżeczki ziela angielskiego**
1 szklanka oleju roślinnego
1 szklanka miodu
1 ½ szklanki cukru
½ szklanki brązowego cukru (opcjonalnie)***
3 jajka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1 szklanka kawy lub mocnej herbaty
½ szklanki świeżego soku z pomarańczy
¼ szklanki wódki lub whisky****
½ szklanki płatków migdałowych (opcjonalnie)
* użyłam samych główek rozgniecionych w moździerzu
** około 4-5 ziaren rozgniecionych w moździerzu
*** dla nas wystarczającą ilością słodyczy jest w tym przepisie biały cukier wraz z miodem
**** można zastąpić kawą lub sokiem
sposób przygotowania:
Piekarnik nagrzać do 175 stopni Celcjusza. Przygotować blaszki. Jeśli chcemy sprawić komuś słodką niespodziankę możemy upiec muffinki w specjalnie do tego przygotowanych papilotkach.
W dużej misce wymieszać mąkę, proszek do pieczenia, sodę, sól i przyprawy. Zrobić dołek i dodać olej, miód, cukier, jajka, ekstrakt waniliowy, kawę, sok z pomarańczy oraz alkohol.
Używając mocnej, dużej trzepaczki lub miksera, wymieszać dokładnie wszystkie składniki, upewniając się, że na dnie nie zostały suche składniki. Utworzy się gęsta masa.
Przygotowane wcześniej formy wypełniamy do połowy ciastem, po czym posypujemy migdałami. Muffiny pieczemy około 20-25 minut; ciasto w keksówce 40-45 minut. Ciasto jest gotowe, gdy lekko przyciśnięty wierzch sprężyście powraca do swojej pierwotnej formy.
Po wyjęciu z piekarnika pozostawiamy ciasto na 15 minut do wstępnego wystygnięcia, a następnie wyciągamy je z blaszki i kładziemy na kratce.
PS. Z chęcią polałabym je czekoladą, ale to byłaby już rozpusta ;-)
Jedzenie innego mięsa niż drobiowe to prawdziwy naukowy eksperyment w naszym domu wykonywany przeze mnie na pozostałych domownikach. Jakoś się tak przyjęło, że jadamy tylko filety z kurczaka. Nóżki, udka, a już na pewno skrzydełka nie mają prawa wtargnąć się (choćby siłą) na nasz stół. Jedynie cały kurczak dostaje przepustkę.
Ostatnimi czasy próbowałam sforsować obecność nóżek. Niestety z marnym skutkiem. Nie pomogło zapiekanie, marynowanie ani niezdrowe dotatki takie jak kueczup czy majonez. Za nic nie mogły zostać zaakceptowane.
Niemniej jednak z dużym powodzeniem zjawia się raz w tygodniu wołowina. Tym razem przyrządzona zgodnie z przepisem Kermidt, która nie raz zachwyciła mnie podanymi przepisami. Pyszne, mięciutkie, wręcz rozpływające się w ustach mięsko w równie smakowitym sosie o niebanalnym, bogatym smaku, a do tego, dla przełamania miękkości, chrupiące grzanki z bułek. Mniam!
A pro po grzanek to donoszę, że od dziś jestem mianowaną podpalaczką i właścicielką od dawna porządanego palnika. Taki mały przedwczesny prezent upatrzony w Duce. Niedrogo, więc gorąco (wręcz płonąco) polecam ;-)
Ostatnimi czasy próbowałam sforsować obecność nóżek. Niestety z marnym skutkiem. Nie pomogło zapiekanie, marynowanie ani niezdrowe dotatki takie jak kueczup czy majonez. Za nic nie mogły zostać zaakceptowane.
Niemniej jednak z dużym powodzeniem zjawia się raz w tygodniu wołowina. Tym razem przyrządzona zgodnie z przepisem Kermidt, która nie raz zachwyciła mnie podanymi przepisami. Pyszne, mięciutkie, wręcz rozpływające się w ustach mięsko w równie smakowitym sosie o niebanalnym, bogatym smaku, a do tego, dla przełamania miękkości, chrupiące grzanki z bułek. Mniam!
A pro po grzanek to donoszę, że od dziś jestem mianowaną podpalaczką i właścicielką od dawna porządanego palnika. Taki mały przedwczesny prezent upatrzony w Duce. Niedrogo, więc gorąco (wręcz płonąco) polecam ;-)
Czyli jak z ryby zrobić nie-rybę? Otóż prościej niż myślałam :-) Wystarczy tylko przemielić ją przez maszynkę (i tu po raz kolejny mogę zachwalać przystawkę do KA, która robi to doskonale i jeszcze lepiej się ją po tym myje) i dodać pozostałe kotlecikowe składniki wg upodopania, pamiętając, że mamy do czynienia z rybą.
W swoim eksperymencie natchnionym przepisem Joanny użyłam pangi i mam nauczkę na przyszłość, że przy tej rybce nie można oszczędzać na soli. Kolejną modyfikacją był sos sojowy zamiast maggi, której akuratnie nie zastałam w kuchennej szafce.
Całokształt z czystym sercem mogę polecić do wszelkich wariacji, modyfikacji i jako lekarstwo na znudzenie tradycyjną postacią rybki. Jednak należy pamiętać, że przepis ten jest obciążony sporą ilością oleju użytego do smażenia i wziąć to sobie do serca i z troską o nie.
W swoim eksperymencie natchnionym przepisem Joanny użyłam pangi i mam nauczkę na przyszłość, że przy tej rybce nie można oszczędzać na soli. Kolejną modyfikacją był sos sojowy zamiast maggi, której akuratnie nie zastałam w kuchennej szafce.
Całokształt z czystym sercem mogę polecić do wszelkich wariacji, modyfikacji i jako lekarstwo na znudzenie tradycyjną postacią rybki. Jednak należy pamiętać, że przepis ten jest obciążony sporą ilością oleju użytego do smażenia i wziąć to sobie do serca i z troską o nie.
Bułeczki te stanowią już tylko historię w naszych brzuszkach. Nie zdążyłam nawet pstryknąć zdjęcia, gdy gorące znikały w mgnieniu oka. Niemniej jednak chcę o nich tu wspomnieć, gdyż są warte uwagi. Na koniec dodam tylko, że ten wspaniały przepis pochodzi ze strony Petry i jest to moje tłumaczenie wg którego je piekłam.
składniki:
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
400g mąki
1 łyżka cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka mleka w proszku
15g masła
1 jajko
240g wody
75g prażonej cebulki
1/2 łyżeczki suszonych płatków chili (lub nawet 3/4)
trochę soli
grubo zmielony pieprz
roztrzepane jajko do posmarowania
50g sera gouda, startego
sposób przygotowania:
Przepis ten częściowo wykonuje się przy użyciu automatu do chleba. Składniki ciasta wrzucamy do pojemnika i nastawiamy program samego wyrabiania. W moim niemieckim Clatronicu nazywa się on Teig, ale na pewno w innych automatach do chleba znajdziecie go pod inną nazwą. W kolejnym etapie mięszenia i wyrastania ciastem opiekuje się automat, tak więc mamy kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut wolnego :-)
Kiedy automat zakończy swoją pracę zostawiamy ciasto na kolejne 30 minut wyrastania. Ja zostawiłam je po prostu w pojemniku w wyłączonym automacie. Miało tam dostatecznie ciepło.
Ciasto przekładam na lekko oprószoną mąką stolnicę i odgazowuję. Zostawiam na 5 miniut, aby odpoczęło, po czym rozwałkowuje na prostokąt o wymiarach 40 x 25 cm. Posypuję cebulką, chili, solą i pieprzem. W przepisie Petry wymieniona jest jeszcze papryczka piment d'Espelette, ale z uwagi na brak substytutu pominęłam ją, dodając odrobinę więcej płatków chili. Ciasto zwijam w rulon, dobrze dociskając. Następnie kroję na 2,5cm kawałki, które odrazu układam na blasze wyłożonej papierem.
Tak przygotowane bułeczki odstawiam do wyrośnięcia na około 30 minut. W tym czasie nagrzewam piekarnik do 150C z termoobiegiem lub 175C z grzałką dolną górną. Smaruję roztrzepanym jajkiem.
W wersji z serem po 10 minutach pieczenia posypuję część z nich startą goudą. Po czym piekę 15 minut.
Doskonałe do wina lub piwa, a także jako dodatek do zup lub jako baza do burgerów.
składniki:
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
400g mąki
1 łyżka cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka mleka w proszku
15g masła
1 jajko
240g wody
75g prażonej cebulki
1/2 łyżeczki suszonych płatków chili (lub nawet 3/4)
trochę soli
grubo zmielony pieprz
roztrzepane jajko do posmarowania
50g sera gouda, startego
sposób przygotowania:
Przepis ten częściowo wykonuje się przy użyciu automatu do chleba. Składniki ciasta wrzucamy do pojemnika i nastawiamy program samego wyrabiania. W moim niemieckim Clatronicu nazywa się on Teig, ale na pewno w innych automatach do chleba znajdziecie go pod inną nazwą. W kolejnym etapie mięszenia i wyrastania ciastem opiekuje się automat, tak więc mamy kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut wolnego :-)
Kiedy automat zakończy swoją pracę zostawiamy ciasto na kolejne 30 minut wyrastania. Ja zostawiłam je po prostu w pojemniku w wyłączonym automacie. Miało tam dostatecznie ciepło.
Ciasto przekładam na lekko oprószoną mąką stolnicę i odgazowuję. Zostawiam na 5 miniut, aby odpoczęło, po czym rozwałkowuje na prostokąt o wymiarach 40 x 25 cm. Posypuję cebulką, chili, solą i pieprzem. W przepisie Petry wymieniona jest jeszcze papryczka piment d'Espelette, ale z uwagi na brak substytutu pominęłam ją, dodając odrobinę więcej płatków chili. Ciasto zwijam w rulon, dobrze dociskając. Następnie kroję na 2,5cm kawałki, które odrazu układam na blasze wyłożonej papierem.
Tak przygotowane bułeczki odstawiam do wyrośnięcia na około 30 minut. W tym czasie nagrzewam piekarnik do 150C z termoobiegiem lub 175C z grzałką dolną górną. Smaruję roztrzepanym jajkiem.
W wersji z serem po 10 minutach pieczenia posypuję część z nich startą goudą. Po czym piekę 15 minut.
Doskonałe do wina lub piwa, a także jako dodatek do zup lub jako baza do burgerów.
Przepis ten znalazłam długi czas temu na opakowaniu jakiegoś produktu Tao-tao, już nie pamiętam nawet, co to dokładnie było, ale sama receptura ostała się w moim kulinarnym zeszycie.
Po wyluzowaniu całego korpusu kurczaka postanowiłam ugotować prawdziwy, domowy bulion drobiowy, który posłużył mi do zrobienia szybkiego, zdrowego (bo dodałam do niego tyle soli ile lubimy, a nie tyle ile jest jej w kostce) i pysznego rosołu z orientalną nutą.
składniki:
1 litr bulionu drobiowego
1/2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka świeżego imbiru (lub 1/2 sproszkowanego)
sól i pieprz
makaron sojowy
do dekoracji:
szczypiorek
sposób przygotowania:
Do gorącego bulionu dodać cynamon oraz imbir. Chwilkę pogotować. Przelać przez gęste sitko, oddzielając w ten sposób zawiesinę (cynamon, imbir i ewentualne szumowiny). Doprawić solą i pieprzem.
Posiekany szczypior oraz przygotowany wcześniej makaron zalać wywarem.
dodatkowe informacje:
Tym raze dodałam chiński makaron pszenny dłuuuugie wstążki (o składzie 99% mąki pszennej, sól) i było pyszne.
Po wyluzowaniu całego korpusu kurczaka postanowiłam ugotować prawdziwy, domowy bulion drobiowy, który posłużył mi do zrobienia szybkiego, zdrowego (bo dodałam do niego tyle soli ile lubimy, a nie tyle ile jest jej w kostce) i pysznego rosołu z orientalną nutą.
składniki:
1 litr bulionu drobiowego
1/2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka świeżego imbiru (lub 1/2 sproszkowanego)
sól i pieprz
makaron sojowy
do dekoracji:
szczypiorek
sposób przygotowania:
Do gorącego bulionu dodać cynamon oraz imbir. Chwilkę pogotować. Przelać przez gęste sitko, oddzielając w ten sposób zawiesinę (cynamon, imbir i ewentualne szumowiny). Doprawić solą i pieprzem.
Posiekany szczypior oraz przygotowany wcześniej makaron zalać wywarem.
dodatkowe informacje:
Tym raze dodałam chiński makaron pszenny dłuuuugie wstążki (o składzie 99% mąki pszennej, sól) i było pyszne.
Dla mnie jest to wspaniały przepis na wyczarowanie z jednego kurczaka dwóch, a nawet trzech dań. Na początek zacznę od kurczaka, bo to właśnie on będzie głównym bohaterem tego obiadowego spektaklu. A więc zaczynamy!
Po pierwsze musimy nabyć pokaźną porcję drobiu w postaci ok. 1,5kg kurczaka. Jak dla mnie to dużo bo starcza na 4 dosyć duże porcje. Wszystko jednak zależy od tego jak i ile jadamy. Po drugie pozostałe składniki, jak niżej.
składniki:
1 spory kurczak (ok. 1,5 kg lub większy)
1/2 szkl. ryżu parabolicznego,
10 dag szynki wędzonej w normalnych plasterkach
3 wątróbki drobiowe (opcjonalnie)
20 dag pieczarek
1 cebula
1 jajko
4 łyżki masła
1 kostka rosołowa
szczypta papryki
sól, pieprz
olej
Aby rozpocząć dzieło musimy wyluzować kurczaka. Polega to na tym, że wyciągamy przez kuper wewnętrzny korpus tj. żebra, kręgosłup aż po szyję włącznie, zostawiając tylko kości w nogach i skrzydełkach. Instruktaż luzowania autorstwa Beaty Sz. znajdziecie na stronie CC, a poniżej pokazuję luzaka (po lewej) i nafaszerowanego luzaka (po prawej).
Zanim przystąpimy do faszerowania opatrujemy rany tzn. zszywamy bawełnianą nicią wszystkie dziury w skórze poza tą przez którą wyciągaliśmy korpus.
Teraz zabieramy się za farsz. W rondelku rozgrzewamy łyżkę masła, dodajemy posiekaną cebulę i delikatnie szklimy, po czym wrzucamy opłukany ryż. Wszystko mieszamy. Chwilkę trzymamy na ogniu, tak z pół minuty i zalewamy rozpuszczoną w szklance gorącej wody kostką rosołową. Przykrywamy i od momentu zagotowania trzymamy na małym ogniu 20 minut lub do momentu, aż ryż będzie lekko twardy. Tutaj naprawdę trzeba wyczuć moment, pamiętając że ryż będzie się jeszcze piekł w środku kurczaka.
Umyte pieczarki pokroić w plasterki, szynkę na paseczki, po czym te na kwadraciki. W kostkę to chyba będzie złe określenie z racji grubości plasterków. Wątróbkę zaś opłukać, oczyścić, a jeżeli ktoś ma czas i ochotę to może się postarać o obranie z błon – zyska na smaku nie tylko wątróbka. W rondelku rozgrzać resztę masła, usmażyć na nim wątróbki, wyjąć i pokroić. Pokroić na 1cm kostkę. Odłożyć. Na tym samym tłuszczu przesmażyć pieczarki, dodać szynkę i stale mieszając smażyć jeszcze chwilę. Zdjąć z ognia i dodać wątróbkę, przyprawić dosyć mocno papryką i pieprzem, i nie specjalnie mocno solą (ja nie dosalam wcale). Dodać ryż, wymieszać i przestudzić. Wbić jajko i dokłądnie wymieszać.
Kurczaka ostrożnie nadziać farszem. Nic nie zostanie! Otwór zszyć bawełnianą nicią. Ułożyć przygotowane mięso w natłuszczonej brytfannie lub oczywiście naczyniu żaroodpornym, posmarować oliwą, oprószyć solą i pieprzem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C na jakieś 1,5 godziny. Prawie cały czas piekłam pod przykryciem, a dopiero pod koniec odkryłam naczynie. W czasie pieczenia dość często polewałam wytapiającym się tłuszczem.
I tym oto sposobem mamy 2 w 1, czyli kurczaka i risotto z warzywami :-) To takiedanie na pokaz. Trochę pracochłonne, jednak efekt na pewno zaskoczy i to nie tylko nas ale także wszystkich gości.
A co z wyciągniętym korpusem? Oczywiście przygotowałam na nim pyszny, domowy i do tego prawdziwy bulion, nie to co te podróbki z kostki! Ale o tym w następnym poście.
Po pierwsze musimy nabyć pokaźną porcję drobiu w postaci ok. 1,5kg kurczaka. Jak dla mnie to dużo bo starcza na 4 dosyć duże porcje. Wszystko jednak zależy od tego jak i ile jadamy. Po drugie pozostałe składniki, jak niżej.
składniki:
1 spory kurczak (ok. 1,5 kg lub większy)
1/2 szkl. ryżu parabolicznego,
10 dag szynki wędzonej w normalnych plasterkach
3 wątróbki drobiowe (opcjonalnie)
20 dag pieczarek
1 cebula
1 jajko
4 łyżki masła
1 kostka rosołowa
szczypta papryki
sól, pieprz
olej
Aby rozpocząć dzieło musimy wyluzować kurczaka. Polega to na tym, że wyciągamy przez kuper wewnętrzny korpus tj. żebra, kręgosłup aż po szyję włącznie, zostawiając tylko kości w nogach i skrzydełkach. Instruktaż luzowania autorstwa Beaty Sz. znajdziecie na stronie CC, a poniżej pokazuję luzaka (po lewej) i nafaszerowanego luzaka (po prawej).
Zanim przystąpimy do faszerowania opatrujemy rany tzn. zszywamy bawełnianą nicią wszystkie dziury w skórze poza tą przez którą wyciągaliśmy korpus.
Teraz zabieramy się za farsz. W rondelku rozgrzewamy łyżkę masła, dodajemy posiekaną cebulę i delikatnie szklimy, po czym wrzucamy opłukany ryż. Wszystko mieszamy. Chwilkę trzymamy na ogniu, tak z pół minuty i zalewamy rozpuszczoną w szklance gorącej wody kostką rosołową. Przykrywamy i od momentu zagotowania trzymamy na małym ogniu 20 minut lub do momentu, aż ryż będzie lekko twardy. Tutaj naprawdę trzeba wyczuć moment, pamiętając że ryż będzie się jeszcze piekł w środku kurczaka.
Umyte pieczarki pokroić w plasterki, szynkę na paseczki, po czym te na kwadraciki. W kostkę to chyba będzie złe określenie z racji grubości plasterków. Wątróbkę zaś opłukać, oczyścić, a jeżeli ktoś ma czas i ochotę to może się postarać o obranie z błon – zyska na smaku nie tylko wątróbka. W rondelku rozgrzać resztę masła, usmażyć na nim wątróbki, wyjąć i pokroić. Pokroić na 1cm kostkę. Odłożyć. Na tym samym tłuszczu przesmażyć pieczarki, dodać szynkę i stale mieszając smażyć jeszcze chwilę. Zdjąć z ognia i dodać wątróbkę, przyprawić dosyć mocno papryką i pieprzem, i nie specjalnie mocno solą (ja nie dosalam wcale). Dodać ryż, wymieszać i przestudzić. Wbić jajko i dokłądnie wymieszać.
Kurczaka ostrożnie nadziać farszem. Nic nie zostanie! Otwór zszyć bawełnianą nicią. Ułożyć przygotowane mięso w natłuszczonej brytfannie lub oczywiście naczyniu żaroodpornym, posmarować oliwą, oprószyć solą i pieprzem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C na jakieś 1,5 godziny. Prawie cały czas piekłam pod przykryciem, a dopiero pod koniec odkryłam naczynie. W czasie pieczenia dość często polewałam wytapiającym się tłuszczem.
I tym oto sposobem mamy 2 w 1, czyli kurczaka i risotto z warzywami :-) To takiedanie na pokaz. Trochę pracochłonne, jednak efekt na pewno zaskoczy i to nie tylko nas ale także wszystkich gości.
A co z wyciągniętym korpusem? Oczywiście przygotowałam na nim pyszny, domowy i do tego prawdziwy bulion, nie to co te podróbki z kostki! Ale o tym w następnym poście.
Strona Petry od samego początku mojej przygody z pieczeniem chleba była inspiracją. Tak jak wiele osób piszących kulinarne blogi podążałam również śladami niedoścignionej perfekcji Petry, starając się wypróbować niemal wszystkie zamieszczone u niej przepisy. Niestety nigdy nie udało mi się spróbować choćby połowy z nich. Niemniej jednak mam nadzieję, że kiedyś starczy mi sił i czasu na poznawanie nowych receptur.
składniki:
400g wody
24g drożdży świeżych (lub paczka drożdży instant Dr Oetkera)
15g suchego zakwasu (lub 1-2 łyżki płynnego)
6g słodu (lub łyżka melasy)
12g soli
30g oleju
660g maki pszennej 550
sposób przygotowania:
Ze składników zagnieść ciasto, na końcu dodając olej. Zostawić do wyrośnięcia na 30-40 minut.
Całość podzielić na 12 kawałków i uformować w lekko wydłużone bułeczki. Ułożyć po 6 sztuk obok siebie na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć i zostawić do ponownego wyrośnięcia. Po wyrośnięciu nakroić bułeczki w poprzek jednym pociągnięciem przez cały rząd. Piec w temperaturze 230C do uzyskania złocistego koloru (ok. 40 minut).
Źródło: Petras Brotkasten
składniki:
400g wody
24g drożdży świeżych (lub paczka drożdży instant Dr Oetkera)
15g suchego zakwasu (lub 1-2 łyżki płynnego)
6g słodu (lub łyżka melasy)
12g soli
30g oleju
660g maki pszennej 550
sposób przygotowania:
Ze składników zagnieść ciasto, na końcu dodając olej. Zostawić do wyrośnięcia na 30-40 minut.
Całość podzielić na 12 kawałków i uformować w lekko wydłużone bułeczki. Ułożyć po 6 sztuk obok siebie na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć i zostawić do ponownego wyrośnięcia. Po wyrośnięciu nakroić bułeczki w poprzek jednym pociągnięciem przez cały rząd. Piec w temperaturze 230C do uzyskania złocistego koloru (ok. 40 minut).
Źródło: Petras Brotkasten
Pomysł pieczonych pączków, a właściwie oponek bardzo mnie zaintrygował, dlatego nie minęło dużo czasu od momentu znalezienia przepisu na stronie Heidi do momentu ich spróbowania. Efekt bardzo mnie zaskoczył, ponieważ nie wiązałam z tym przepisem większych nadziei. Szczególnie, gdy wyciągłam z pieca bledziutkie, pękate oponki założyłam, że ten przepis będzie porażką. Tym większe było moje zdziwienie, gdy ugryzłam pierwszą cukrowo-cynamonową sztukę.
składniki:
1 1/3 szklanki ciepłego mleka, temp. 35-40 C
1 saszetka drożdzy instant (2 1/4 łyżeczki)
2 łyżek masła
2/3 szklanki cukru
2 jajka
5 szklanek mąki pszennej
szczypta lub dwie gałki muszkatołowej
1 łyżeczka soli
1/2 szklanki masła, roztopionego
1 1/2 szklanki cukru
1 łyżka cynamonu
sposób przygotowania:
1/3 szklanki mleka wymieszać z drożdżami, odstawić na 5 minut. Pozostałą część mleka wymieszać z masłem i cukrem, a następnie dodać do mleka z drożdżami. Dodać jajka, mąkę, gałkę muszkatołową i sól. Wymieszać drewnianą łyżką lub widelcem do momentu, gdy mąka zostanie wchłonięta przez mokre składniki.
Zagnieść ciasto mikserem lub rękami. Jeśli jest zbyt klejące dodać mąki; zbyt suche - dodać mleka. Ciasto powinno odstawać od ścianek dzierży jeśli używamy do tego miksera, poza tym powinno być gładkie i elastyczne.
Z ciasta uformować kulę i przełożyć do lekko natłuszczonej olejem miski. Przykryć folią spożywczą i odstawić do wyrośnięcia na godzinę lub do momentu, gdy ciasto prawie podwoi swoją objętość.
Ciasto odgazować, przełożyć na stolnicę i rozwałkować na grubość około 1,5cm. Wycinać kółka o średnicy ok. 5 cm, przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wyciąć w środku mniejsze kółko o średnicy ok. 2,5-3cm. Blachę z przygotowanymi pączkami przykryć ściereczką i odstawić na 45 minut.
W tym czasie rozgrzać piekarnik do temperatury 190 C.
Piec 8-10 minut przy czym sprawdzić po upływie 8 minut. W między czasie przygotować w jednej miseczce roztopione masło, w drugiej zaś wymieszany z cynamonem cukier.
Po wyjęciu z piekarnik ostudzić pączki przez 1-2 minuty. Następnie maczamy każdą sztukę w roztopionym maśle po czym w cukrze.
Zjadać natychmiast :-)
Porcja na 12-20 sztuk pączków.
dodatkowe infomacje:
Podczas pieczenia unikamy przesuszenia pączków, dltego też sprawdzamy je już po 8 minutach. Ten czas powinien zdecydowanie wystarczyć. Nie powinien zdziwić nas również fakt, że pączki wcale się nie przyrumienią (nawet od spodu). Kolorku doda im dopiero cukier z cynamonem.
składniki:
1 1/3 szklanki ciepłego mleka, temp. 35-40 C
1 saszetka drożdzy instant (2 1/4 łyżeczki)
2 łyżek masła
2/3 szklanki cukru
2 jajka
5 szklanek mąki pszennej
szczypta lub dwie gałki muszkatołowej
1 łyżeczka soli
1/2 szklanki masła, roztopionego
1 1/2 szklanki cukru
1 łyżka cynamonu
sposób przygotowania:
1/3 szklanki mleka wymieszać z drożdżami, odstawić na 5 minut. Pozostałą część mleka wymieszać z masłem i cukrem, a następnie dodać do mleka z drożdżami. Dodać jajka, mąkę, gałkę muszkatołową i sól. Wymieszać drewnianą łyżką lub widelcem do momentu, gdy mąka zostanie wchłonięta przez mokre składniki.
Zagnieść ciasto mikserem lub rękami. Jeśli jest zbyt klejące dodać mąki; zbyt suche - dodać mleka. Ciasto powinno odstawać od ścianek dzierży jeśli używamy do tego miksera, poza tym powinno być gładkie i elastyczne.
Z ciasta uformować kulę i przełożyć do lekko natłuszczonej olejem miski. Przykryć folią spożywczą i odstawić do wyrośnięcia na godzinę lub do momentu, gdy ciasto prawie podwoi swoją objętość.
Ciasto odgazować, przełożyć na stolnicę i rozwałkować na grubość około 1,5cm. Wycinać kółka o średnicy ok. 5 cm, przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wyciąć w środku mniejsze kółko o średnicy ok. 2,5-3cm. Blachę z przygotowanymi pączkami przykryć ściereczką i odstawić na 45 minut.
W tym czasie rozgrzać piekarnik do temperatury 190 C.
Piec 8-10 minut przy czym sprawdzić po upływie 8 minut. W między czasie przygotować w jednej miseczce roztopione masło, w drugiej zaś wymieszany z cynamonem cukier.
Po wyjęciu z piekarnik ostudzić pączki przez 1-2 minuty. Następnie maczamy każdą sztukę w roztopionym maśle po czym w cukrze.
Zjadać natychmiast :-)
Porcja na 12-20 sztuk pączków.
dodatkowe infomacje:
Podczas pieczenia unikamy przesuszenia pączków, dltego też sprawdzamy je już po 8 minutach. Ten czas powinien zdecydowanie wystarczyć. Nie powinien zdziwić nas również fakt, że pączki wcale się nie przyrumienią (nawet od spodu). Kolorku doda im dopiero cukier z cynamonem.
Ten wspaniały przepis wymagał od nas ogromnej wytrzymałości na smakowity zapach, który rozchodził się podczas prawie 3-godzinnego przygotowania. Niemniej jednak warto było czekać.
Bouquet garni:
1 por, zielona cześć tylko
1 liść laurowy
1 gałązka świeżego tymianku
1 gałązka świezych liści selera
4 gałązki zielonej pietruszki
Delikatnie rozwijam zewnetrzne cześci pora, wkładam zioła, zawijam dookoła i zabezpieczam sznureczkiem.
3 łyżki masła
1-2 łyżki oliwy
1 kg wołowiny do duszenia (chuck/stewing steak) pokrojonej w dość dużą kostkę
2 cebule
3 ząbki czosnku
2 łyżki zwykłej pszennej mąki
ok.400ml ciemnego ale lub stout
ok.400ml rosołu wołowego (może być z kostki)
1 długa bagietka
kilka łyżek ostrej musztardy (np. Dijon)
miękkie masło
Piec rozgrzewam do 180C.
Na patelni rozpuszczam masło z olejem i na silnym ogniu obsmażam wołowinę ze wszystkich stron. Jednorazowo wkładam na patelnie tylko kilka kawałków mięsa. Zdejmuję łyżką cedzakową i smażę kolejna porcje.
Na tym samym tłuszczu, ale mniejszym ogniu smażę pokrojoną w talarki cebule i zmiażdżony czosnek (ok 4-5 min).
Zeszkloną cebulę posypuje mąka i zasmażam mieszając. Ale lub stout mieszam z rosołem i wlewam na patelnię z cebulą. Zagotowuję i wkładam z powrotem mięso. Dobrze mieszam.
Całość przekładam do żaroodopornego naczynia szklanego/kamionkowego (o poj. min 2.5 litra), wkładam bouquet garni i szczelnie zakrywam folią aluminiową. Duszę w piecu przez 2 1/2 godziny.
Bagietkę kroję na 2 cm kromki i smaruję je z dwóch stron masłem z musztardą. Wyjmuje mięso z pieca i usuwam bouquet garni. Na wierzchu układam kromki bagietki, tak aby lekko na siebie zachodziły i wciskam je w sos.
Zapiekam kolejne 30-40 min bez przykrycia, aż pieczywo będzie chrupiące od góry (dolna cześć jest mokra i pysznie aromatyczna od sosu!!!). Podaje z warzywami gotowanymi na parze.
Dla uzyskania oryginalnego smaku Carbonnade Tatter proponuje użyć ale lub stout i nie zastępować ich winem.
PS. Mam nadzieję, że Tatter nie ma nic przeciwko zamieszczeniu przeze mnie samej receptury. Swój występek uzasadnię tym, że już zapowiedziano powtórkę tego dania, a szczerze nie chce się mi go znów odkopywać na CC.
Bouquet garni:
1 por, zielona cześć tylko
1 liść laurowy
1 gałązka świeżego tymianku
1 gałązka świezych liści selera
4 gałązki zielonej pietruszki
Delikatnie rozwijam zewnetrzne cześci pora, wkładam zioła, zawijam dookoła i zabezpieczam sznureczkiem.
3 łyżki masła
1-2 łyżki oliwy
1 kg wołowiny do duszenia (chuck/stewing steak) pokrojonej w dość dużą kostkę
2 cebule
3 ząbki czosnku
2 łyżki zwykłej pszennej mąki
ok.400ml ciemnego ale lub stout
ok.400ml rosołu wołowego (może być z kostki)
1 długa bagietka
kilka łyżek ostrej musztardy (np. Dijon)
miękkie masło
Piec rozgrzewam do 180C.
Na patelni rozpuszczam masło z olejem i na silnym ogniu obsmażam wołowinę ze wszystkich stron. Jednorazowo wkładam na patelnie tylko kilka kawałków mięsa. Zdejmuję łyżką cedzakową i smażę kolejna porcje.
Na tym samym tłuszczu, ale mniejszym ogniu smażę pokrojoną w talarki cebule i zmiażdżony czosnek (ok 4-5 min).
Zeszkloną cebulę posypuje mąka i zasmażam mieszając. Ale lub stout mieszam z rosołem i wlewam na patelnię z cebulą. Zagotowuję i wkładam z powrotem mięso. Dobrze mieszam.
Całość przekładam do żaroodopornego naczynia szklanego/kamionkowego (o poj. min 2.5 litra), wkładam bouquet garni i szczelnie zakrywam folią aluminiową. Duszę w piecu przez 2 1/2 godziny.
Bagietkę kroję na 2 cm kromki i smaruję je z dwóch stron masłem z musztardą. Wyjmuje mięso z pieca i usuwam bouquet garni. Na wierzchu układam kromki bagietki, tak aby lekko na siebie zachodziły i wciskam je w sos.
Zapiekam kolejne 30-40 min bez przykrycia, aż pieczywo będzie chrupiące od góry (dolna cześć jest mokra i pysznie aromatyczna od sosu!!!). Podaje z warzywami gotowanymi na parze.
Dla uzyskania oryginalnego smaku Carbonnade Tatter proponuje użyć ale lub stout i nie zastępować ich winem.
PS. Mam nadzieję, że Tatter nie ma nic przeciwko zamieszczeniu przeze mnie samej receptury. Swój występek uzasadnię tym, że już zapowiedziano powtórkę tego dania, a szczerze nie chce się mi go znów odkopywać na CC.
Otuliwszy całe osiedle, zima zadomawia się już na dobre. Jest zimno, ale przyjemnie. Za oknem leży puszysta pierzynka śniegu, powiększająca się powolutnku z godziny na godzinę.
Ciagle jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do zimowego czasu, co skutkuje moim ogromnym zmęczeniem około godziny 17-stej. Z tego powodu rzadko kiedy zmuszam się do zrobienia jakiejś słodkości. Zwykle pora późnego obiadu jest dla moich kulinarnych wyczynów ostatecznością w kuchni.
Mimo to, zachęcona delikatnością śniegu, obserwowanego zza szyb ciepłego mieszkania, postanowiłam wprowadzić jej odrobinę do kuchni. Imitacją zimy stał się czekoladowo-miętowy deser lekki jak chmurka. W konsystencji przypomina mi ciepłe lody, nie wiem dlaczego tak jest, bo w listopadowej Kuchni wydawał się bardziej gładki i raczej galaretkowaty, a nie puszysty i jakby leciutko nadmuchany. Jednakże z pewnością konsystencja, która udało mi się osiągnąć jest dla mnie bardziej odpowiednia.
Deser miętowy (8-10 porcji)
składniki:
100 g śmietanki 36%
100 g mleka
7-8 dużych listków mięty
400 g białej czekolady
600 g bitej śmietany
Na sos: 80 g mleka, 100 g czekolady deserowej
sposób przygotowania:
Śmietankę i mleko gotujemy z miętą, następnie łączymy z rozdrobnioną czekoladą i mieszamy do utworzenia jednolitej konsystencji. Po schłodzeniu ganache delikatnie mieszamy z ubitą śmietanką i wykładamy do schłodzonych ceramicznych miseczek. Wstawiamy na ok. 2 godz. do lodówki. Robimy sos. Mleko gotujemy i łączymy z rozdrobnioną czekoladą. Ganache wyjmujemy z miseczek na małe talerzyki i polewamy sosem czekoladowym. Deser możemy również połączyć z lodami waniliowymi, a smak zaakcentować małym listkiem świeżej mięty.
Źródło: Kuchnia
Ciagle jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do zimowego czasu, co skutkuje moim ogromnym zmęczeniem około godziny 17-stej. Z tego powodu rzadko kiedy zmuszam się do zrobienia jakiejś słodkości. Zwykle pora późnego obiadu jest dla moich kulinarnych wyczynów ostatecznością w kuchni.
Mimo to, zachęcona delikatnością śniegu, obserwowanego zza szyb ciepłego mieszkania, postanowiłam wprowadzić jej odrobinę do kuchni. Imitacją zimy stał się czekoladowo-miętowy deser lekki jak chmurka. W konsystencji przypomina mi ciepłe lody, nie wiem dlaczego tak jest, bo w listopadowej Kuchni wydawał się bardziej gładki i raczej galaretkowaty, a nie puszysty i jakby leciutko nadmuchany. Jednakże z pewnością konsystencja, która udało mi się osiągnąć jest dla mnie bardziej odpowiednia.
Deser miętowy (8-10 porcji)
składniki:
100 g śmietanki 36%
100 g mleka
7-8 dużych listków mięty
400 g białej czekolady
600 g bitej śmietany
Na sos: 80 g mleka, 100 g czekolady deserowej
sposób przygotowania:
Śmietankę i mleko gotujemy z miętą, następnie łączymy z rozdrobnioną czekoladą i mieszamy do utworzenia jednolitej konsystencji. Po schłodzeniu ganache delikatnie mieszamy z ubitą śmietanką i wykładamy do schłodzonych ceramicznych miseczek. Wstawiamy na ok. 2 godz. do lodówki. Robimy sos. Mleko gotujemy i łączymy z rozdrobnioną czekoladą. Ganache wyjmujemy z miseczek na małe talerzyki i polewamy sosem czekoladowym. Deser możemy również połączyć z lodami waniliowymi, a smak zaakcentować małym listkiem świeżej mięty.
Źródło: Kuchnia
Penne z sosem cebulowo-pomidorowym z malusienieczkimi klopsikami
czwartek, listopada 15, 2007
Danie to pamiętam jeszcze ze stancji, gdy jedynym źródłem kulinarnych pomysłów była własna inwencja oraz segregator pełen wybranych do spróbowania przepisów z Mniama. I właśnie dzięki temu małemu zbiorkowi, który dziś stanowi już pokaźną skarbnicę różnorakich przepisów, zrobiłam pierwszy raz makaron penne.
Tak przygotowane penne wg przepisu Grzegorza jest no. 1 po dziś dzień. Po pierwsze jest proste, niewymagające, pożywne, bogate w smaku i nie potrzebuje drogich czy też wyszukanych składników. Po drugie zawiera sporą ilość cebuli, za którą przepadamy. Po trzecie: pomidory, którym przyznałabym miejsce ex equo ze wspomnianą cebulką. No i na koniec, jeśli się już wprawimy w robieniu ultra małych ślicznych kuleczek mięsnych danie to zyska także wyśmienity wygląd, choć jako danie jednogarnkowe na pewno nie osiągnie estetyki warzywnej piramidki ułożonej na upieczonym kawałku polędwicy z dodatkiem akcentów różnych małych kulinarnych detali.
Tak przygotowane penne wg przepisu Grzegorza jest no. 1 po dziś dzień. Po pierwsze jest proste, niewymagające, pożywne, bogate w smaku i nie potrzebuje drogich czy też wyszukanych składników. Po drugie zawiera sporą ilość cebuli, za którą przepadamy. Po trzecie: pomidory, którym przyznałabym miejsce ex equo ze wspomnianą cebulką. No i na koniec, jeśli się już wprawimy w robieniu ultra małych ślicznych kuleczek mięsnych danie to zyska także wyśmienity wygląd, choć jako danie jednogarnkowe na pewno nie osiągnie estetyki warzywnej piramidki ułożonej na upieczonym kawałku polędwicy z dodatkiem akcentów różnych małych kulinarnych detali.
Kilka dni temu poproszono mnie o zrobienie piernika. Pomyślałam, że znów trzeba będzie udać się na zakupy, a przecież w tak mokre i szare dni nikomu nie chce mi się wychylić nosa w kierunku sklepu. Na szczęście wpadł mi w ręce przepis z haloweenowej Kuchni, w której to w dziale na specjalne okazje znalazłam piernik. Na pierwszy rzut oka niby piernik jak piernik, ale na drugi już wpadał w oko jeden składnik, a mianowicie czarnuszka.
Przyprawę tę z reguły używam tylko do pieczywa (głównie do bułek) i ten fakt sprawia, że nie często po nią sięgam, toteż zalega mi ona w kuchnnej szufladzie. Dlatego ogromne się ucieszyłam z możliwości wykorzystania jej do przygotowania piernika nazywanego również chlebem dziadów. Z ostrożności jednak dodałam czarnuszki z umiarem, znając jej piekący nieco pieprzowy charakter. W ostateczności dodałam jej o połowę mniej, co w zależności od upodobań może być jeszcze nazbyt dużą dozą. W przepisie znajdziemy kilka innych ciekawych składników jak np. mąka gryczana, która można zastąpić kaszą drobno zmieloną w młynku do kawy lub blenderze.
Piernik z czarnuszką
składniki:
4 jajka
20 g cukru
10 dag masła
30 dag mąki pszennej
20 dag mąki gryczanej
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
25 dag płynnego miodu
1 łyżeczka przyprawy do pierników
1-2 łyżki czarnuszki
2/3 szklanki jasnego piwa
sposób przygotowania:
Ucieramy jajka, cukier i masło. Stopniowo dodajemy obie mąki, sodę, proszek do pieczenia, miód, przyprawę do pierników, czarnuszkę i piwo, bez przerwy mieszając. Wlewamy masę do wyłożonej papierem do pieczenia prostokątnej blachy. Pieczemy 45 min w temperaturze ok. 180C.
Źródło: Kuchnia
Przyprawę tę z reguły używam tylko do pieczywa (głównie do bułek) i ten fakt sprawia, że nie często po nią sięgam, toteż zalega mi ona w kuchnnej szufladzie. Dlatego ogromne się ucieszyłam z możliwości wykorzystania jej do przygotowania piernika nazywanego również chlebem dziadów. Z ostrożności jednak dodałam czarnuszki z umiarem, znając jej piekący nieco pieprzowy charakter. W ostateczności dodałam jej o połowę mniej, co w zależności od upodobań może być jeszcze nazbyt dużą dozą. W przepisie znajdziemy kilka innych ciekawych składników jak np. mąka gryczana, która można zastąpić kaszą drobno zmieloną w młynku do kawy lub blenderze.
Piernik z czarnuszką
składniki:
4 jajka
20 g cukru
10 dag masła
30 dag mąki pszennej
20 dag mąki gryczanej
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
25 dag płynnego miodu
1 łyżeczka przyprawy do pierników
1-2 łyżki czarnuszki
2/3 szklanki jasnego piwa
sposób przygotowania:
Ucieramy jajka, cukier i masło. Stopniowo dodajemy obie mąki, sodę, proszek do pieczenia, miód, przyprawę do pierników, czarnuszkę i piwo, bez przerwy mieszając. Wlewamy masę do wyłożonej papierem do pieczenia prostokątnej blachy. Pieczemy 45 min w temperaturze ok. 180C.
Źródło: Kuchnia
Ilekroć w lodówce ląduje dorodny filet z indyka mam ten sam dylemat - co by tu z niej zrobić? W poszukliwaniu sposobu na indyka doskonałego postanowiłam wypróbować kolejny przepis z MM. Tym razem wybrałam tytułową pierś z indyka. Szczerze przyznam, że był to najlepszy przepis, który dotychczas wypróbowałam. Wcześniej na naszym stole gościło indycze jednogarnkowe danie oraz kilka innych bajaderkowych pomysłów na to mięsko. Poza konkurencję wymienię tutaj udziec indyka marynowany w sosie sojowym i occie balsamicznym, który znakomicie nadaje się jako wędlina do chleba oraz wszelkiego rodzaju curry uwielbiane w naszym domu przez wszystkich.
Cóż więcej? Pozostaje mi nadal szukać doskonałej pieczeni z indyka. A może macie jakieś pomysły?
Cóż więcej? Pozostaje mi nadal szukać doskonałej pieczeni z indyka. A może macie jakieś pomysły?
"Oczy me pełne ciebie, jak polne krynice,
Gdzie niebiosa swe jasne odbijają lice.
Uszy me pełne ciebie, jak muszla echowa,
Co szumy oceanu w swojej głębi chowa.
Dłonie me pełne ciebie, jak plecione kosze,
Gdzie jesień składa źrałych owoców rozkosze.
Serce me pełne ciebie, jak korona drzewa
Gniazd ptactwa, co upojną miłości pieśń śpiewa.
Dusza ma pełna ciebie, jako wirów morze,
Co nigdy uśpić swego szaleństwa nie może!" (L.Staff)
Piszę, by i z Wami podzielić się tą radosną informacją. Otóż to małe pudełeczko, jego zawartość i osoba, która mi je podarowała były w ostatnich dniach, a nawet tygodniach numerem jeden. Osoba, o której mowa to nikt inny jak N., dla którego to gotuję te wszystkie pyszności. Szczęściarz - powiedzą niektórzy, ale upewniam, że bardzo sobie zasłużył.
Niedawno znalazłam liścik dołączony do któregoś tam malutkiego prezentu: "Dla najukochańszej kobiety na świecie. Od najukochańszego". Co do własnej części tego szczęścia, również nie mam wątpliwość :-)
Od 27 października br. zaczynamy dzielić to nasze małe i jednocześnie wielkie szczęście razem. Jesteśmy zaręczeni!
Gdzie niebiosa swe jasne odbijają lice.
Uszy me pełne ciebie, jak muszla echowa,
Co szumy oceanu w swojej głębi chowa.
Dłonie me pełne ciebie, jak plecione kosze,
Gdzie jesień składa źrałych owoców rozkosze.
Serce me pełne ciebie, jak korona drzewa
Gniazd ptactwa, co upojną miłości pieśń śpiewa.
Dusza ma pełna ciebie, jako wirów morze,
Co nigdy uśpić swego szaleństwa nie może!" (L.Staff)
Piszę, by i z Wami podzielić się tą radosną informacją. Otóż to małe pudełeczko, jego zawartość i osoba, która mi je podarowała były w ostatnich dniach, a nawet tygodniach numerem jeden. Osoba, o której mowa to nikt inny jak N., dla którego to gotuję te wszystkie pyszności. Szczęściarz - powiedzą niektórzy, ale upewniam, że bardzo sobie zasłużył.
Niedawno znalazłam liścik dołączony do któregoś tam malutkiego prezentu: "Dla najukochańszej kobiety na świecie. Od najukochańszego". Co do własnej części tego szczęścia, również nie mam wątpliwość :-)
Od 27 października br. zaczynamy dzielić to nasze małe i jednocześnie wielkie szczęście razem. Jesteśmy zaręczeni!
Gdy mięsa indyczego dostatek, a na obiad sił niewiele zabieram się za robienie tej właśnie lazanii (w oryginale lasagne). Prostej i - jak na robienie lazanii - szybkiej wersji tej potrawy. Przepis ten dostałam parę lat temu od koleżanki z liceum.
składniki
6-8 arkuszy makaronu lasagne
25 dag sera żółtego - najlepiej mozzarelli
ok. 1 szklanki bulionu z kostki
0,5 kg mięsa mielonego
1 puszka całych pomidorów
2-3 łyżki dobrego przecieru pomidorowego
1 dorodna czerwona papryka
1 cebula
2-3 ząbki czosnku
1 łyżeczka mielonej słodkie papryki
suszone zioła prowansalskie
sól i pieprz do smaku
natka pietruszki (do dekoracji)
sposób przygotowania
Na rozgrzaną głęboką patelnię lub wok daję oliwę, a następnie smażę na niej mięso mielone - osobiście preferuję drobiowe, ale może być każde inne. W trakcie smażenia rozdrabniam mięso na małe kawałki. Po 5-6 minutach powinny zrobić się z mięsa drobne kawałeczki. Jeśli nie to rozdrabniamy je widelcem.
Następnie doprawiam - dodaję zioła prowansalskie, pieprz i pokrojoną w drobną kostkę paprykę. Po chwili dodaję również pokrojoną w kosteczkę cebulę i wyciśnięty czosnek (może być posiekany).
Dodaję pomidory wraz z (najlepiej gęstą) zalewą. Takie pomidory można zastąpić także dobrą pulpą pomidorową. Kiedy cebula jest miękka dodaję pokrojone pomidory i przecier. Teraz nadchodzi czas na ostateczne doprawienie farszu - dodajemy słodką paprykę i solimy wg uznania. Można też w razie potrzeby, dodać jeszcze pieprzu lub ziół. Zestawiamy z ognia.
W naczyniu żaroodpornym lub formie do lazanii nalewam na dno trochę bulionu tak, aby tylko pokrył dno. Można również dać na dno trochę farszu jeśli jest rzadki. Dzięki obecności bulionu lub farszu mamy pewność, że najniższa warstwa makaronu będzie ugotowana. Na to układam warstwę makaronowych arkuszów (UWAGA! Arkusze nie mogą na siebie zachodzić, gdyż mogą się nie dogotować). Później farsz (połowa lub 1/3), ser i znowu makaron. Dla pewności w tym momencie polewam delikatnie bulionem makaron, aby się zamoczył. Następnie szykuję kolejne wartswy. Kończymy na warstwie makaronu. Na nią możemy położyć jeszcze ser lub też nie. Przygniatamy wszystko lekko, aby się wyrównało i polewamy resztą makaronu.
Kiedyś oglądałam w "Pascal, po prostu gotuj", iż bulionu powinno być tyle, by pokrył najwyższą warstwę makaronu na około 1mm. Ja natomiast jeśli używam zbyt szerokiego naczynia i szkoda mi wlewać aż tyle bulionu polewam wierzchni makaron podczas pieczenia. Jednak jeśli dysponujemy odpowiednim naczyniem to nie będziemy potrzebować jakiejś zawrotnej ilości bulionu i powinna nam wystarczyć 1 szklanka. Uwierzcie na słowo, że takie przygotowanie sprawdza się, potrzeba tylko trochę wyobraźni i wprawy :-)
Piekę w 130-150 stp. C około 30 minut. Podczas pieczenia bulion zostanie wchłonięty przez makaron a farsz zgęstnieje.
Po wyjęciu z piekarnika zaleca się odczakanie, aż lazania odpocznie. Trudne to jest niebywale, kiedy wspaniałe zapachu roznoszą się po całym domu. Podobno lazania najlepiej smakuje i jest wygodna do podawania, jak się ją odgrzeje tuż po wystygnięciu. Nie próbowałam, gdyż u nas znika zaraz po 5 minutach od wyciągnięcia z pieca i dlatego też wygląda jakby przeszła huragan zanim trafiła na talerz ;-)
Na koniec dekoruję listkami świeżej natki pietruszki. Smacznego!
składniki
6-8 arkuszy makaronu lasagne
25 dag sera żółtego - najlepiej mozzarelli
ok. 1 szklanki bulionu z kostki
0,5 kg mięsa mielonego
1 puszka całych pomidorów
2-3 łyżki dobrego przecieru pomidorowego
1 dorodna czerwona papryka
1 cebula
2-3 ząbki czosnku
1 łyżeczka mielonej słodkie papryki
suszone zioła prowansalskie
sól i pieprz do smaku
natka pietruszki (do dekoracji)
sposób przygotowania
Na rozgrzaną głęboką patelnię lub wok daję oliwę, a następnie smażę na niej mięso mielone - osobiście preferuję drobiowe, ale może być każde inne. W trakcie smażenia rozdrabniam mięso na małe kawałki. Po 5-6 minutach powinny zrobić się z mięsa drobne kawałeczki. Jeśli nie to rozdrabniamy je widelcem.
Następnie doprawiam - dodaję zioła prowansalskie, pieprz i pokrojoną w drobną kostkę paprykę. Po chwili dodaję również pokrojoną w kosteczkę cebulę i wyciśnięty czosnek (może być posiekany).
Dodaję pomidory wraz z (najlepiej gęstą) zalewą. Takie pomidory można zastąpić także dobrą pulpą pomidorową. Kiedy cebula jest miękka dodaję pokrojone pomidory i przecier. Teraz nadchodzi czas na ostateczne doprawienie farszu - dodajemy słodką paprykę i solimy wg uznania. Można też w razie potrzeby, dodać jeszcze pieprzu lub ziół. Zestawiamy z ognia.
W naczyniu żaroodpornym lub formie do lazanii nalewam na dno trochę bulionu tak, aby tylko pokrył dno. Można również dać na dno trochę farszu jeśli jest rzadki. Dzięki obecności bulionu lub farszu mamy pewność, że najniższa warstwa makaronu będzie ugotowana. Na to układam warstwę makaronowych arkuszów (UWAGA! Arkusze nie mogą na siebie zachodzić, gdyż mogą się nie dogotować). Później farsz (połowa lub 1/3), ser i znowu makaron. Dla pewności w tym momencie polewam delikatnie bulionem makaron, aby się zamoczył. Następnie szykuję kolejne wartswy. Kończymy na warstwie makaronu. Na nią możemy położyć jeszcze ser lub też nie. Przygniatamy wszystko lekko, aby się wyrównało i polewamy resztą makaronu.
Kiedyś oglądałam w "Pascal, po prostu gotuj", iż bulionu powinno być tyle, by pokrył najwyższą warstwę makaronu na około 1mm. Ja natomiast jeśli używam zbyt szerokiego naczynia i szkoda mi wlewać aż tyle bulionu polewam wierzchni makaron podczas pieczenia. Jednak jeśli dysponujemy odpowiednim naczyniem to nie będziemy potrzebować jakiejś zawrotnej ilości bulionu i powinna nam wystarczyć 1 szklanka. Uwierzcie na słowo, że takie przygotowanie sprawdza się, potrzeba tylko trochę wyobraźni i wprawy :-)
Piekę w 130-150 stp. C około 30 minut. Podczas pieczenia bulion zostanie wchłonięty przez makaron a farsz zgęstnieje.
Po wyjęciu z piekarnika zaleca się odczakanie, aż lazania odpocznie. Trudne to jest niebywale, kiedy wspaniałe zapachu roznoszą się po całym domu. Podobno lazania najlepiej smakuje i jest wygodna do podawania, jak się ją odgrzeje tuż po wystygnięciu. Nie próbowałam, gdyż u nas znika zaraz po 5 minutach od wyciągnięcia z pieca i dlatego też wygląda jakby przeszła huragan zanim trafiła na talerz ;-)
Na koniec dekoruję listkami świeżej natki pietruszki. Smacznego!
Przepis pochodzi książki "HomeBaking" współautorstwa Naomi Duguid i Jeffreya Alforda. Zanim jednak zabierzecie się za jego przygotowanie radzę najpierw przekalkulować ilość składników, gdyż z podanych proporcji wychodzi baaardzo duży bochenek. Ja upiekłam go w małej prostokątnej blasze.
składniki:
4 średniej ziemniaki, obrane
4 szklanki wody
1 łyżka + 1 łyżeczka soli
2 łyżeczki drożdży instant
6 1/2 (max. 8 1/2) szklanki mąki
1 łyżka masła, miękkiego
1 szklanka razowej mąki pszennej
sposób przygotowania:
W garnku umieścić ziemniaki i zalać je podaną ilością wody, następnie zagotować. Dodać łyżeczkę soli i gotować, aż będą bardzo miękkie. Odcedzić pozostawiająć wodę z gotowania. Ziemniaki dokładnie rozgnieść (nie powinno być żadnych grudek!).
Odmierzyć 3 szklanki wody po gotowaniu ziemniaków (jeśli brakuje uzupełnić dodająć wody tak, aby otrzymać 3 szklanki). Ziemniaki i wodę umieścić w dzierży miksera lub misce, w której będziemy zagniatać ciasto. Odstawić do wystygnięcia.
Dodać drożdże i odstawić na 5 minut.
Dodać 2 szklanki mąki i zagniatać mikserem z hakiem 1 minutę. Dodać 1 łyżkę soli, masło i mąkę razową po czym dokładnie wymieszać. Następnie stopniowo dodawać 4 szklanki mąki. Zagniatać mikserem ok. 6 minut. Na tym etapie ciasto jest bardzo miękkie. Przełożyć je na omąconą stolnicę ugniatać przez krótki czas dodając mąkę do uzyskania zwartego miękkiego ciasta.
Przełożyć do miski, zakryć folią spożywczą i ostawić do wyrośnięcia na około 2h lub gdy ciasto podwoi swoją objętość. Można wstawić do wyrastania w lodówce. Należy jednak pamiętać, że przed dalszym przygotowanie ciasto powinno stać w cieple ok. 1 1/2h.
Ciasto przełożyć na omąconą stolnicę i chwilę wyrabiać. Podzielić na porcje wg uznania. Można również formować bułeczki. Uformowane ciasto odstawić do wyrośnięcia na około 30-45 minut lub do momentu podwojenia objętości.
Piekarnik rozgrzać do 230 stp. C. Przed włożeniem do piekarnika naciąć kilka razy. Piec odpowiednio 30 minut - bułeczki, 50 minut - duży bochenek (5-10 minut przed końcem wyjąć z foremki).
Odstawić do wystygnięcia na 30 minut.
składniki:
4 średniej ziemniaki, obrane
4 szklanki wody
1 łyżka + 1 łyżeczka soli
2 łyżeczki drożdży instant
6 1/2 (max. 8 1/2) szklanki mąki
1 łyżka masła, miękkiego
1 szklanka razowej mąki pszennej
sposób przygotowania:
W garnku umieścić ziemniaki i zalać je podaną ilością wody, następnie zagotować. Dodać łyżeczkę soli i gotować, aż będą bardzo miękkie. Odcedzić pozostawiająć wodę z gotowania. Ziemniaki dokładnie rozgnieść (nie powinno być żadnych grudek!).
Odmierzyć 3 szklanki wody po gotowaniu ziemniaków (jeśli brakuje uzupełnić dodająć wody tak, aby otrzymać 3 szklanki). Ziemniaki i wodę umieścić w dzierży miksera lub misce, w której będziemy zagniatać ciasto. Odstawić do wystygnięcia.
Dodać drożdże i odstawić na 5 minut.
Dodać 2 szklanki mąki i zagniatać mikserem z hakiem 1 minutę. Dodać 1 łyżkę soli, masło i mąkę razową po czym dokładnie wymieszać. Następnie stopniowo dodawać 4 szklanki mąki. Zagniatać mikserem ok. 6 minut. Na tym etapie ciasto jest bardzo miękkie. Przełożyć je na omąconą stolnicę ugniatać przez krótki czas dodając mąkę do uzyskania zwartego miękkiego ciasta.
Przełożyć do miski, zakryć folią spożywczą i ostawić do wyrośnięcia na około 2h lub gdy ciasto podwoi swoją objętość. Można wstawić do wyrastania w lodówce. Należy jednak pamiętać, że przed dalszym przygotowanie ciasto powinno stać w cieple ok. 1 1/2h.
Ciasto przełożyć na omąconą stolnicę i chwilę wyrabiać. Podzielić na porcje wg uznania. Można również formować bułeczki. Uformowane ciasto odstawić do wyrośnięcia na około 30-45 minut lub do momentu podwojenia objętości.
Piekarnik rozgrzać do 230 stp. C. Przed włożeniem do piekarnika naciąć kilka razy. Piec odpowiednio 30 minut - bułeczki, 50 minut - duży bochenek (5-10 minut przed końcem wyjąć z foremki).
Odstawić do wystygnięcia na 30 minut.
Pomysł na to wspaniałe i szybkie danie znalazłam na CC - Kurza pierś z cukinią Marghe. Niestety w ostatnim czasie popełniam mnóstwo nieprzewidzianych błędów, które bezodwrotnie wpływają na przepis. Powodem tego jest fakt, iż komputer stoi w pokoju oddalonym od kuchni o parę metrów, do tego moja pamięć zawodzi, a z troski o środowisko nie drukuję ton kartek z pojedynczymi przepisami. W rezultacie dodam coś zamiast czegoś lub inaczej to coś pokroję.
Dlatego też i tym razem zamiast posiekanej na wierzchu dymki w potrawie wylądowała cebula. Doprawiłam przyprawą do kuchni chińskiej i odrobiną pieprzu. Wyszło bardzo smaczne :-)
Dlatego też i tym razem zamiast posiekanej na wierzchu dymki w potrawie wylądowała cebula. Doprawiłam przyprawą do kuchni chińskiej i odrobiną pieprzu. Wyszło bardzo smaczne :-)
składniki:
4 szalotki, cienko pokrojone w plasterki
6-10 plastrów bekonu (lub wędzonki)
4 pojedyncze filety z kurczaka
pieprz cytrynowy (lub zwykły z odrobiną startej skórki z cytryny)
6 łyżek startego parmezanu
1 łyżka oliwy
sos:
1 ząbek czosnku, zgnieciony
1/3 szklanki wytrawnego białego wina
2 łyżki masła
1 1/2 łyżki mąki
1 1/4 szklanki bulionu
1/4 szklanki śmietany
sposób przygotowania:
1. Jeśli używamy bekonu należy go przedtem podsmażyć na patelni aż będzie brązowy, ale wciąż elastyczny (nie chrupiący). Zdjąć z patelni. Na tłuszczu wytopionym z bekonu lub odrobinie oliwy zeszklić szalotki. Rozgrzać piekarnik do 160 C.
2. Każdy filet rozbić na cienki kotlet. Posypać każdy filet pieprzem i solą. Na każdym kotlecie, po środku (wzdłuż), położyć 2 ½ plasterka bekonu, a następnie przygotowane wcześniej szalotki. Na koniec posypać parmezanem. Zwijać roladkę zamykając brzegi wykałaczkami.
3. Do patelni dodać oliwę. Podsmażyć roladki z każdej strony na złoto-brązowy kolor (ok. 5 minut). Następnie roladki włożyć do piekarnika. Można do tego użyć patelni, której wcześniej używaliśmy, jeśli jest przystosowana do użytkowania w piekarniku. W przeciwnym razie przełożyć roladki do innego naczynia. Piec 20-25 minut.
4. Upieczone roladki przełożyć na talerz, przykryć folią aluminiową, aby nie ostygły. Tłuszcz powstały podczas pieczenia zlać do patelni. Patelnię postawić na średnim ogniu. Dodać wino i mieszać tak, aby wszystko co przywarło do patelni rozpuściło się w winie. Doprowadzić do zagotowania i pozostawić tak długo, aż wino odparuje do około 1-2 łyżek. Następnie dodać czosnek i masło. Gotować, czas od czasu mieszając, około 1 minuty. Po czym dodać mąkę, dokładnie wymieszać I gotować kolejną minutę. Dodać bulion (ja zrobiłam z ½ kostki) i śmietanę. Doprowadzić do zagotowania. Wymieszać. Zmniejszyć ogień i gotować 2 minuty do zgęstnienia. Na koniec przelać sos przez gęste sito.
5. Z roladek usunąć wykałaczki. Pokroić na 1-centymetrowe plastry. Podawać z sosem w towarzystwie ryżu lub wg uznania.
Smacznego!
Niestety zawiedzeni będą dziś ci, którzy zaglądają tu głównie ze względu na zdjęcia. Otóż dzisiejszy obiad znikną w tak ekspresowym tempie, że nie zdąrzyłam zrobić zdjęcia. A to wszystko za sprawą tortilli i proszę nie myśleć teraz o zapiekanych z różnościami ziemniaczkach z dodatkami, które często tak są nazywane. Tym razem chodzi o naleśnikowate placki, w które zawijamy mięsko, sosik i warzywa, dając upust swoim kulinarnym zachciankom. Dziś zainspirowały mnie w wydaniu Niny Simonds z książki "Spices of Life".
składniki:
0,5kg filetów z kurczaka lub indyka
8-12 tortilli
3 łyżki oliwy
marynata:
1 3/4 szklanki* jogutrtu naturalnego
2 1/2 łyżki świeżo startego imbiru
1 1/2 łyżki rozgniecionego czosnku
1 łyżeczka płatków suszonego chili**
1 1/4 łyżeczki kuminu
1 1/4 suszonego oregano
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki pieprzu
Mięso pokroić lub marynować w całości. Składniki marynaty połączyć i włożyć do niej mięso na minimum 30 minut. Na ten czas odstawić do lodówki.
Patelnię, najlepiej grillową, spryskać oliwą. Mięso wyciągnąć z marynaty i smażyć z każdej strony. Jeśli smażymy w kawałku, to kroimy je po usmażeniu w paski lub kostkę.
W tym momentcie danie jest już prawie gotowe. Tortille odgrzać lub jeśli korzystamy z gotowych placków przygotować wg podanego na opakowaniu przepisu. Czy podamy zrolowane, czy uformowane w kopertę, a może wszystkie składniki pozwolimy połączyć wg uznania naszym gościom zależy tylko od nas. I za to lubię tortille :-)
Miętowy dressing
1 1/2 szklanki śmietany lub jogurtu
1/2 łyżeczki kuminu
3 łyżki posiekanych listków świeżej mięty
1 łyżeczka soli**
Składniki wymieszać.
--
* szklanka = 250ml
** lub do smaku
składniki:
0,5kg filetów z kurczaka lub indyka
8-12 tortilli
3 łyżki oliwy
marynata:
1 3/4 szklanki* jogutrtu naturalnego
2 1/2 łyżki świeżo startego imbiru
1 1/2 łyżki rozgniecionego czosnku
1 łyżeczka płatków suszonego chili**
1 1/4 łyżeczki kuminu
1 1/4 suszonego oregano
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki pieprzu
Mięso pokroić lub marynować w całości. Składniki marynaty połączyć i włożyć do niej mięso na minimum 30 minut. Na ten czas odstawić do lodówki.
Patelnię, najlepiej grillową, spryskać oliwą. Mięso wyciągnąć z marynaty i smażyć z każdej strony. Jeśli smażymy w kawałku, to kroimy je po usmażeniu w paski lub kostkę.
W tym momentcie danie jest już prawie gotowe. Tortille odgrzać lub jeśli korzystamy z gotowych placków przygotować wg podanego na opakowaniu przepisu. Czy podamy zrolowane, czy uformowane w kopertę, a może wszystkie składniki pozwolimy połączyć wg uznania naszym gościom zależy tylko od nas. I za to lubię tortille :-)
Miętowy dressing
1 1/2 szklanki śmietany lub jogurtu
1/2 łyżeczki kuminu
3 łyżki posiekanych listków świeżej mięty
1 łyżeczka soli**
Składniki wymieszać.
--
* szklanka = 250ml
** lub do smaku
U nas zwykło się to właśnie tak nazywać, jak napisane jest w tytule. Prawdziwej nazwy nigdy nie pamiętam, a i teraz nie mogę odnaleźć przez to przepisu na MM. Dodam tylko, że jest to przepis autorstwa Grzegorza i sięga czasów, kiedy gotowałam na stancji w Lublinie.
Najbardziej zapadł mi w pamięci ostatni etap przygotowania polegający na odparowaniu sosu, który zawsze współlokatorzy podjadali drewnianą łyżką, tłumacząc, że pomagają mu odparować :-)
składniki:
40dag filetów z kurczaka
2 pory, same białe części
5 plastrów ananasa
2 garście kiełków sojowych
kostka rosołowa, na pół litra wody
pół szklanki zalewy z ananasów
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
ząbek czosnku
świeży imbir, ok. 3cm
łyżeczka mąki ziemniaczanej
6 łyżek oleju
garść szczypiorku, do dekoracji
marynata:
dwie łyżki ostrego gotowego sosu chili lub słodko-ostrego
4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki wódki (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
Najpierw pierś kurczaka - myjemy, osuszamy i kroimy w paski mniej więcej 3cm na 1 cm na 1cm.
Paski wrzucamy do miski, zalewamy marynatą, dokładnie mieszamy i zabieramy się za pozostałe składniki potrawy.
Pory myjemy, kroimi na cieniutkie długie paski.
Czosnek i imbir obieramy i kroimi na cienki plasterki.
Ananasa kroimi na niezbyt małe kawałki.
Kostkę rosołową zalewamy wrzątkiem, mieszamy, dodajemy zalewy z ananasów, mąkę ziemniaczaną i jeszcze raz dokładnie mieszamy.
Na woku rozgrzewamy połowę oleju, wrzucamy kurczaka z marynatą i smażymy przez 2 minuty na największym ogniu, cały czas mieszając. Kiedy wszystkie kawałki będą podsmażone zdejmujemy je łyżką cedzakową do jakiejś miseczki.
Wok stawiamy ponownie na ogniu, dodajemy w razie potrzeby olej, rozgrzewamy i smażymy przez minutę pora ciągle mieszając. Dodajemy imbir, czosnek oraz ananasy. Smażymy następne 2 minuty na dużym ogniu, po czym dodajemy kurczaka i kiełki. Zmniejszamy ogień o połowę i wlewamy przygotowany bulion. Trzymamy na ogniu cały czas mieszając jakieś 3-4 minuty. Doprawiamy solą (czasami to niekonieczne) oraz pieprzem.
Pod koniec można dodać jeszcze sosu chili jak kto lubi.
Podawać z ryżem posypane szczypiorkiem.
Najbardziej zapadł mi w pamięci ostatni etap przygotowania polegający na odparowaniu sosu, który zawsze współlokatorzy podjadali drewnianą łyżką, tłumacząc, że pomagają mu odparować :-)
składniki:
40dag filetów z kurczaka
2 pory, same białe części
5 plastrów ananasa
2 garście kiełków sojowych
kostka rosołowa, na pół litra wody
pół szklanki zalewy z ananasów
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
ząbek czosnku
świeży imbir, ok. 3cm
łyżeczka mąki ziemniaczanej
6 łyżek oleju
garść szczypiorku, do dekoracji
marynata:
dwie łyżki ostrego gotowego sosu chili lub słodko-ostrego
4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki wódki (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
Najpierw pierś kurczaka - myjemy, osuszamy i kroimy w paski mniej więcej 3cm na 1 cm na 1cm.
Paski wrzucamy do miski, zalewamy marynatą, dokładnie mieszamy i zabieramy się za pozostałe składniki potrawy.
Pory myjemy, kroimi na cieniutkie długie paski.
Czosnek i imbir obieramy i kroimi na cienki plasterki.
Ananasa kroimi na niezbyt małe kawałki.
Kostkę rosołową zalewamy wrzątkiem, mieszamy, dodajemy zalewy z ananasów, mąkę ziemniaczaną i jeszcze raz dokładnie mieszamy.
Na woku rozgrzewamy połowę oleju, wrzucamy kurczaka z marynatą i smażymy przez 2 minuty na największym ogniu, cały czas mieszając. Kiedy wszystkie kawałki będą podsmażone zdejmujemy je łyżką cedzakową do jakiejś miseczki.
Wok stawiamy ponownie na ogniu, dodajemy w razie potrzeby olej, rozgrzewamy i smażymy przez minutę pora ciągle mieszając. Dodajemy imbir, czosnek oraz ananasy. Smażymy następne 2 minuty na dużym ogniu, po czym dodajemy kurczaka i kiełki. Zmniejszamy ogień o połowę i wlewamy przygotowany bulion. Trzymamy na ogniu cały czas mieszając jakieś 3-4 minuty. Doprawiamy solą (czasami to niekonieczne) oraz pieprzem.
Pod koniec można dodać jeszcze sosu chili jak kto lubi.
Podawać z ryżem posypane szczypiorkiem.
Jeden słoik takiego sosu dostałam podnad rok temu od kuzynki N. Po jego szybkiej degustacji (mimo bardzo, ale to bardzo ostrego smaku) postanowiłam zrobić własny zapas. I tak oto, zawsze kiedy potrzebujemy obiadowej pomocy w kuchni wpada mi w ręce jeden ze słoiczków. Zwykle nie stosuję go solo, choć zdarza się, że mamy ochotę na coś piekielnie ostrego. Wówczas gotuję spagetti i mieszam z kilkoma łyżkami tego sosiku. W wersji mniej palącej dodaję cukinię, przecier lub pulpę pomidorową i mozzarellę. Oczywiście ostrość sosu przed jego włożeniem do słoików można dopasować ograniczająć chilli.
składniki
3 kg papryki, zważona bez gniaz nasiennych i ogonków
5-10 dag chilli
3-5 główek małych czosnku, obrać
30 dag cukru
0,5 szklanki oliwy z oliwek
1,5 szklanki octu winnego (czerwony)
3 kostki rosołowe
1 łyżeczka wegety
2,5 łyżeczki soli
2 słoiczki przecieru pomidorowego, np. Łowicz
ziele angielskie
liść laurowy
sposób przygotowania
Po wstępnym przygotowaniu składników sos robi się błyskawicznie! Paprykę, chilli (patrz: informacje dodatkowe), czosnek miksuję na sosistą masę w maszynce do mielenia, malakserze lub co kto woli. Ma być po prostu o kozystencji sosu!
Zmiksowane składniki umieszczam w sporych rozmiarów garnku, w którym są pozostałe składniki. Doprowadzam na średnim ogniu do zagotowania; czas od czasu mieszając by się nie przypaliło.
Gorące przekładam do słoiczków, które po zakręceniu stawiam do góry nogami, aż do wystygnięcia.
Przechowuję w piwnicy lub lodówce.
Smaczego!
dodatkowe informacje
Ostrożnie radzę postępować dodając chilli. Każdy ma swoje upodobania co do ostrości sosu, tak więc radzę dodać wg własnego smaku. Ja np. po odważeniu 10 dkg rozcinam i pozbawiam papryczki pestek, po czym wrzucam do malaksera.
Można również dodać więcej oliwy. Sosik wtedy będzie nie tylko tłuściejszy, ale również zmieni nieco smak na łagodniejszy.
Dla urozmaicenia można do sosu dodać drobno posiekanej świeżej natki pietruszki.
składniki
3 kg papryki, zważona bez gniaz nasiennych i ogonków
5-10 dag chilli
3-5 główek małych czosnku, obrać
30 dag cukru
0,5 szklanki oliwy z oliwek
1,5 szklanki octu winnego (czerwony)
3 kostki rosołowe
1 łyżeczka wegety
2,5 łyżeczki soli
2 słoiczki przecieru pomidorowego, np. Łowicz
ziele angielskie
liść laurowy
sposób przygotowania
Po wstępnym przygotowaniu składników sos robi się błyskawicznie! Paprykę, chilli (patrz: informacje dodatkowe), czosnek miksuję na sosistą masę w maszynce do mielenia, malakserze lub co kto woli. Ma być po prostu o kozystencji sosu!
Zmiksowane składniki umieszczam w sporych rozmiarów garnku, w którym są pozostałe składniki. Doprowadzam na średnim ogniu do zagotowania; czas od czasu mieszając by się nie przypaliło.
Gorące przekładam do słoiczków, które po zakręceniu stawiam do góry nogami, aż do wystygnięcia.
Przechowuję w piwnicy lub lodówce.
Smaczego!
dodatkowe informacje
Ostrożnie radzę postępować dodając chilli. Każdy ma swoje upodobania co do ostrości sosu, tak więc radzę dodać wg własnego smaku. Ja np. po odważeniu 10 dkg rozcinam i pozbawiam papryczki pestek, po czym wrzucam do malaksera.
Można również dodać więcej oliwy. Sosik wtedy będzie nie tylko tłuściejszy, ale również zmieni nieco smak na łagodniejszy.
Dla urozmaicenia można do sosu dodać drobno posiekanej świeżej natki pietruszki.
...czyli danie jednogarnkowe na obiad syty doskonałe. Przepis na to danie pochodzi z MniamMniama, dlatego też nie umieszczę go tutaj, tylko przekieruję na odpowiednie strony.
A teraz przejdę do konkretów. Jest to jedno z tych dań, które kocham za minimum brudzenia podczas jego przygotowania, choć nie jest tego wcale tak mało: patelnia, garnek i naczynie żaroodporne + wszelkie przybory do smażenia i mieszania (mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam). Przechodząc do walorów smakowych, muszę przyznać, że taka pieczeń kojarzy mi się z obiadem u babci, takim zwykłym i prosty. Nie ma w nim wymyślnych przypraw, ani dodatków z Dalekiego Wschodu np. sosu sojowego etc. Mimo to, taki obiadek jest po prostu smaczny.
A teraz przejdę do konkretów. Jest to jedno z tych dań, które kocham za minimum brudzenia podczas jego przygotowania, choć nie jest tego wcale tak mało: patelnia, garnek i naczynie żaroodporne + wszelkie przybory do smażenia i mieszania (mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam). Przechodząc do walorów smakowych, muszę przyznać, że taka pieczeń kojarzy mi się z obiadem u babci, takim zwykłym i prosty. Nie ma w nim wymyślnych przypraw, ani dodatków z Dalekiego Wschodu np. sosu sojowego etc. Mimo to, taki obiadek jest po prostu smaczny.
Wspaniały chlebek z dodatkiem ziaren pszenicy. Ja użyłam łamanych, które nie wymagają tak długiego gotowania jak całe, a dodatkowo nabrudziły mi po całej kuchence.
Najważniejsze jest to, że nareszcie trafiłam na doskonałe połączenie ziaren i chleba, które lubię zarówno ja jak i moje Wiewiórki ;-) Bliźniaczy do tego, który jemy na co dzień. A poza tym nie potrzebujemy do niego zakwasu, a więc tym bardziej gorąco zachęcam wszystkich początkujących domowych piekarzy i piekarki. No i maksymalnie 2 dni na przygotowanie odpowiada mi w tygodniu zajęć.
PS. Od jakiego czasu podczas stygnięcia na kratce przykrywam bochenki ściereczką, dzięki czemu są później mniej kruche. Radę tę wyczytałam w którymś z ostatnich numerów Kuchni i jak dla mnie się sprawdza.
Najważniejsze jest to, że nareszcie trafiłam na doskonałe połączenie ziaren i chleba, które lubię zarówno ja jak i moje Wiewiórki ;-) Bliźniaczy do tego, który jemy na co dzień. A poza tym nie potrzebujemy do niego zakwasu, a więc tym bardziej gorąco zachęcam wszystkich początkujących domowych piekarzy i piekarki. No i maksymalnie 2 dni na przygotowanie odpowiada mi w tygodniu zajęć.
PS. Od jakiego czasu podczas stygnięcia na kratce przykrywam bochenki ściereczką, dzięki czemu są później mniej kruche. Radę tę wyczytałam w którymś z ostatnich numerów Kuchni i jak dla mnie się sprawdza.
Swój zakwas dokarmiam zwykle raz w tygodniu, dodając tę samą ilość wody i mąki (co jakiś czas stosuję mąkę razową, gdyż wzmacnia ona nasze zakwasowe kultury). Nie mam w tym celu ściśle określonego dnia, a czasem zdarza mi się nawet zapomnieć o nim na dłużej. Tego ostatniego nie zalecam, chociaż im szybciej nakarmimy nasz zakwas tym większa szansa, że będzie nam jeszcze długo służył.
Gdy nie używamy zakwasu do wypieków jego objętość rośnie wraz z kolejnymi dokarmieniami. Wówczas przystępuję do jego odświeżenia. Biorę wówczas 2-3 łyżki zakwasu, czysty słoik z zakrętką, a resztę niestety wyrzucam. Taki nowy zakwas ma ładniejszy zapach i wg mnie nie jest wcale słabszy. Niektórzy pewnie się z tym nie zgodzą, ale dodam, iż nie używam takiego świeżego zakwasu odrazu do pieczenia.
Gdy nie używamy zakwasu do wypieków jego objętość rośnie wraz z kolejnymi dokarmieniami. Wówczas przystępuję do jego odświeżenia. Biorę wówczas 2-3 łyżki zakwasu, czysty słoik z zakrętką, a resztę niestety wyrzucam. Taki nowy zakwas ma ładniejszy zapach i wg mnie nie jest wcale słabszy. Niektórzy pewnie się z tym nie zgodzą, ale dodam, iż nie używam takiego świeżego zakwasu odrazu do pieczenia.
Dla przełamania bessy na tym blogu wrzucam wczorajszy obiad, a właściwie kolację. Od początku roku szkolnego naszą porą obiadową jest godzina 18 lub 19 i z tego właśnie powodu rzadko robię zdjęcia potrawom, które jemy.
Wczoraj wyjątkowo N. zrobił kilka fotek pikantnym chickenburgerom wyszukanym na stronach kuchnia.gazeta.pl. Niezbyt często tam zaglądam, ale jeśli potrzebuję jakiegoś smacznego przepisu na gwałt, to i ta strona jest dobra :-) Całość wyszła pysznie, a i zwolennicy fastfoodów w naszym domu byli zadowoleni.
Wczoraj wyjątkowo N. zrobił kilka fotek pikantnym chickenburgerom wyszukanym na stronach kuchnia.gazeta.pl. Niezbyt często tam zaglądam, ale jeśli potrzebuję jakiegoś smacznego przepisu na gwałt, to i ta strona jest dobra :-) Całość wyszła pysznie, a i zwolennicy fastfoodów w naszym domu byli zadowoleni.
Szczerze przyznam, że do spróbowania tego przepisu zachęciła mnie jego nazwa :-) Wystarczy wpisać w Google "cycek teściowej", a przepis na ten wspaniały torcik znajdziecie na nie jedej stronie w tej samej niezmienionej formie. Tylko raz natrafiłam na wersję z ciastem orzechowym zamiast ciemnego biszkoptu.
składniki:
Na ciemny biszkopt:
- 6 jaj
- 1 szklanka cukru
- 1 lyzeczka proszku do pieczenia
- 3/4 szkl. mąki pszennej
- 2-3 łyżeczki kakao
masa:
- 5 żółtek
- 1/2 szkl. śmietany kwaśnej
- 1 cukier waniliowy
- 1 kostka margaryny
- 6 łyżek cukru pudru
- 1 l mleka.
Ciasto makowo-kokosowe:
- 5 białek
- 1/2 szkl. cukru
- 10 dkg wiórków kokosowych
- 1 szkl. suchego maku
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia.
Przełożenie placka:
- 1 duża paczka okrągłych biszkoptów
- 2 jasnej galaretki
- rodzynki.
sposób przyrządzania:
Białka ubić na sztywno, dodać cukier i żółtka. Dodać mąkę zmieszaną z proszkiem, na końcu kakao i lekko wymieszać. Wlać na blachę i piec w temperaturze 160-180 Celsjusza około 30-40 min. Po upieczeniu przekroić na 2 części.
Białka ubić na sztywną pianę. Dodać resztę składników i lekko wymieszać. Piec w temperaturze 160-180 Celsjusza przez 30-40 min.
Mleko i cukier waniliowy zagotować i odstawić. Wymieszać żółtka ze śmietaną, wlać do mleka i zagotować. Odstawić na ok. 30 min. Odcedzić przez gęste sito. Utrzec margaryne z cukrem, dodać uzyskany ser i wymieszać.
Przekładamy w takiej kolejności:
Ciemny biszkopt - masa - ciasto makowo-kokosowe - masa -ciemny biszkopt - masa - okrągłe biszkopty - na każdy biszkopt nałożyć rodzynkę - galaretka.
Dla osób wyposażonych w KA przygotowanie poszczególnych placków będzie bardzo szybkie i mało pracochłonne. Z podanych proporcji wyszedł mi bardzo wysoki biszkopt, który przecięłam na 3 części, a kokosowo-makową wkładkę przecięłam na pół. W sumie można z tego otrzymać 2 dodatkowe ciasta do przełożenia. Chyba, że ktoś dysponuje bardzo wysoką tortownicą, w którą można włożyć placki, masę i polać to wszystko galaretką z ułożonymi w niej biszkopcikami :-)
składniki:
Na ciemny biszkopt:
- 6 jaj
- 1 szklanka cukru
- 1 lyzeczka proszku do pieczenia
- 3/4 szkl. mąki pszennej
- 2-3 łyżeczki kakao
masa:
- 5 żółtek
- 1/2 szkl. śmietany kwaśnej
- 1 cukier waniliowy
- 1 kostka margaryny
- 6 łyżek cukru pudru
- 1 l mleka.
Ciasto makowo-kokosowe:
- 5 białek
- 1/2 szkl. cukru
- 10 dkg wiórków kokosowych
- 1 szkl. suchego maku
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia.
Przełożenie placka:
- 1 duża paczka okrągłych biszkoptów
- 2 jasnej galaretki
- rodzynki.
sposób przyrządzania:
Białka ubić na sztywno, dodać cukier i żółtka. Dodać mąkę zmieszaną z proszkiem, na końcu kakao i lekko wymieszać. Wlać na blachę i piec w temperaturze 160-180 Celsjusza około 30-40 min. Po upieczeniu przekroić na 2 części.
Białka ubić na sztywną pianę. Dodać resztę składników i lekko wymieszać. Piec w temperaturze 160-180 Celsjusza przez 30-40 min.
Mleko i cukier waniliowy zagotować i odstawić. Wymieszać żółtka ze śmietaną, wlać do mleka i zagotować. Odstawić na ok. 30 min. Odcedzić przez gęste sito. Utrzec margaryne z cukrem, dodać uzyskany ser i wymieszać.
Przekładamy w takiej kolejności:
Ciemny biszkopt - masa - ciasto makowo-kokosowe - masa -ciemny biszkopt - masa - okrągłe biszkopty - na każdy biszkopt nałożyć rodzynkę - galaretka.
Dla osób wyposażonych w KA przygotowanie poszczególnych placków będzie bardzo szybkie i mało pracochłonne. Z podanych proporcji wyszedł mi bardzo wysoki biszkopt, który przecięłam na 3 części, a kokosowo-makową wkładkę przecięłam na pół. W sumie można z tego otrzymać 2 dodatkowe ciasta do przełożenia. Chyba, że ktoś dysponuje bardzo wysoką tortownicą, w którą można włożyć placki, masę i polać to wszystko galaretką z ułożonymi w niej biszkopcikami :-)
W powietrzu pachnie jesienią, a słońce częstuje nas ostatnimi promykami letniego ciepła. Korzystając z tych dobrodziejstw, wychodzę z domu rano, załatwiam niezbędne formalności związane z codziennym życiem (nie moim) i znikam.
Stąd też wielkie braki kulinarne, które mam nadzieję nadrobić wraz z powrotem N. i laptopa, na którym gromadziłam wszystkie ciekawe przepisy do wypróbowania. Z tego powodu proszę o cierpliwość i wybaczenie :-)
Stąd też wielkie braki kulinarne, które mam nadzieję nadrobić wraz z powrotem N. i laptopa, na którym gromadziłam wszystkie ciekawe przepisy do wypróbowania. Z tego powodu proszę o cierpliwość i wybaczenie :-)
Przepis znalazłam w zbiorach Wielkie Żarcie. U nas zdarzało się kiedyś kupować sos słodko-kwaśny Uncle Ben's, a od tamtej pory chodzi za nami ten smak. Dlatego dla wszystkich, ale nie tylko, tych którzy znają i lubią takie smaki polecam!
składniki:
3 kg pomidorów
1 kg cebuli
1 papryka czerwona
1 papryka żółta
1 puszka ananasów
1 puszka kukurydzy
6 ząbków czosnku
0,5 łyżki chili z torebki
2 łyżki musztardy
2 łyżki papryki słodkiej mielonej
1 łyżka curry
1 łyżka pieprzu mielonego
3 szkl cukru
1 szkl octu
2 łyżki soli
2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
sposób przygotowania:
1. pomidory obrać ze skórki i pokroić w kostkę, cebulę pokroić w piórka. wymieszać, posolić i gotować na wolnym ogniu ok. 1 godz.
2. następnie dodać pokrojonego w kostkę ananasa i pokrojoną w kostkę paprykę oraz pozostałe składniki (oprócz mąki) i gotować ok. 30 min.
3. na koniec rozrobić mąkę z niewielką ilością wody lub soku z ananasa i dodać do sosu. zagotować
4. gorący sos wkładać do słoików
5. pasteryzować 20 min
w zimie wystaczy dodać jakieś podsmażone mięsko i obiad gotowy
Moje uwagi:
1. Dodałam o 1 szklankę + trochę cukru mniej. I to chyba największa różnica.
2. Resztę m. in. przyprawy można dozować wg uznania. Ja np. nie dodałam czubatej 1/2 łyżki chili tylko bardzo płaską 1/2 łyżki.
3. W wariacjach Cincinek dodajemy marchew, pędy bambusa, ograniczamy curry i chili :-)
Pychota!
składniki:
3 kg pomidorów
1 kg cebuli
1 papryka czerwona
1 papryka żółta
1 puszka ananasów
1 puszka kukurydzy
6 ząbków czosnku
0,5 łyżki chili z torebki
2 łyżki musztardy
2 łyżki papryki słodkiej mielonej
1 łyżka curry
1 łyżka pieprzu mielonego
3 szkl cukru
1 szkl octu
2 łyżki soli
2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
sposób przygotowania:
1. pomidory obrać ze skórki i pokroić w kostkę, cebulę pokroić w piórka. wymieszać, posolić i gotować na wolnym ogniu ok. 1 godz.
2. następnie dodać pokrojonego w kostkę ananasa i pokrojoną w kostkę paprykę oraz pozostałe składniki (oprócz mąki) i gotować ok. 30 min.
3. na koniec rozrobić mąkę z niewielką ilością wody lub soku z ananasa i dodać do sosu. zagotować
4. gorący sos wkładać do słoików
5. pasteryzować 20 min
w zimie wystaczy dodać jakieś podsmażone mięsko i obiad gotowy
Moje uwagi:
1. Dodałam o 1 szklankę + trochę cukru mniej. I to chyba największa różnica.
2. Resztę m. in. przyprawy można dozować wg uznania. Ja np. nie dodałam czubatej 1/2 łyżki chili tylko bardzo płaską 1/2 łyżki.
3. W wariacjach Cincinek dodajemy marchew, pędy bambusa, ograniczamy curry i chili :-)
Pychota!
Wczorajszy obiad był nieskomplikowany w przygotowaniu, nieziemsko prosty po względem składników i wyborny w smaku.
Odkąd pokochałam smak serów pleśniowych, lubię ich towarzystwo we wszelkich potrawach. Tak też było z pierś kurczaka z serem pleśniowym Kamilii. W zasadzie to tylko dwa składniki wymienione w nazwie i zapieczone w 160C przez 30min. a efekt... przepyszny :-)
Odkąd pokochałam smak serów pleśniowych, lubię ich towarzystwo we wszelkich potrawach. Tak też było z pierś kurczaka z serem pleśniowym Kamilii. W zasadzie to tylko dwa składniki wymienione w nazwie i zapieczone w 160C przez 30min. a efekt... przepyszny :-)
Przepis wyszukałam w ostatnim numerze Kuchni. Niemniej jednak zmieniłam ilość drożdży, a przy następniej okazji zmniejszę ilość cukru. W podanych proporcjach do nazwy bułeczek dodałabym jeszcze słowo "słodkie".
składniki:
2l mąki
0,5l mleka
2 płaskie łyżeczki drożdzy instant (lub 80g świeżych)
100g masła
4 żółtka
100g cukru
sól
jajko, do posmarowania (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
250ml mąki sparzamy 250ml gorącego mleka i dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek. Po wystudzeniu dodajemy rozrobione w odrobinie mleka drożdże. Jeśli używamy świeżych odstawiany je jeszcze do wyrośnięcia. Resztę mleka i masło podgrzewamy w rondelku do momentu aż masło się rozpuści. Ostudzamy.
Po czym dodajemy do zaparzonej części ciasta i dodajemy pozostałe składniki. Dokładnie wyrabiamy. Pozostawiamy do momentu, aż podwoi swoją objętość. Formujemy bułki i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia. Pieczemy w 225C przez 15-18 minut. Studzimy na metalowej kratce.
składniki:
2l mąki
0,5l mleka
2 płaskie łyżeczki drożdzy instant (lub 80g świeżych)
100g masła
4 żółtka
100g cukru
sól
jajko, do posmarowania (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
250ml mąki sparzamy 250ml gorącego mleka i dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek. Po wystudzeniu dodajemy rozrobione w odrobinie mleka drożdże. Jeśli używamy świeżych odstawiany je jeszcze do wyrośnięcia. Resztę mleka i masło podgrzewamy w rondelku do momentu aż masło się rozpuści. Ostudzamy.
Po czym dodajemy do zaparzonej części ciasta i dodajemy pozostałe składniki. Dokładnie wyrabiamy. Pozostawiamy do momentu, aż podwoi swoją objętość. Formujemy bułki i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia. Pieczemy w 225C przez 15-18 minut. Studzimy na metalowej kratce.
Po pierwsze pragnę ogromnie podziękować Tatter za tak uzależniający i wspaniały przepis. Po drugie dzięki tej właśnie recepturze mieliśmy wyśmienity późny obiad z przepysznym aromatycznym winem. A jak wiadomo dobry smak, to gwarancja dobrze spędzonego czasu, tym bardziej w gronie najbliższych.
Pomysł zaczerpnięty z fantastycznego zbioru Mirabelki. Narobił mi takiego smaka na czekoladę, jak nigdy dotąd, a możliwość połączenia jej z zakwasem była dla mnie jeszcze większą pokusą. Nie oparłam się jej i tak oto powstał dzisiaj rano murzynek. Przez noc przemieszkał w zimnej kuchni, by nad ranem wylądować w przyjemnie ciepłym piekarniku.
Przyznam szczerze, że odkąd poznałam połączenie domowej roboty zakwasu z wszelkimi wariacjami ciast jestem zakochana. I o ile chleby nie są jeszcze tak dobre jak z piekarni, bo są po prostu inne, tak bez porównania te słodkości z małą dozą dzikich drożdży i bez grama tych instant czy też proszku do pieczenia są wyjątkowe.
Przyznam szczerze, że odkąd poznałam połączenie domowej roboty zakwasu z wszelkimi wariacjami ciast jestem zakochana. I o ile chleby nie są jeszcze tak dobre jak z piekarni, bo są po prostu inne, tak bez porównania te słodkości z małą dozą dzikich drożdży i bez grama tych instant czy też proszku do pieczenia są wyjątkowe.
U mnie w domu babcia nazywała je paluszkami i tak też jestem przyzwyczajona na nie mówić. Jednak większość moich znajomych określa je mianem kopytek. Jak zwał, tak zwał. Ważny jest jednak fakt, że oto nastał dzień, w którym zrobiłam je samodzielnie. Narazie nie umiem ich ozdabiać widelce, ale jestem pewna, że następnym razem spróbuję. Tymczasem liczył się przede wszystkim końcowy efekt smakowy. Jak się okazało po degustacji - godny polecenia.
składniki:
750g ziemniaków, umytych, obranych i ugotowanych
75g parmezanu, startego
50g + 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej
60g semoliny
sól i pieprz
2 żółtka
mąka
1 ząbek czosnku
4 łyżki masła
szałwia (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
Ziemniaki dokładnie zgnieść. Można w tym celu użyć praski do ziemniaków lub tłuczka. Dodać 25g parmezanu, 50g skrobii ziemniaczanej, semolinę, łyżeczkę soli i żółtka. Wyrobić gładkie, jedwabiste ciasto. W razie potrzeby dodać pozostałą skrobię ziemniaczaną.
Ciasto przełożyć na oprószoną mąką stolnicę i uformować wałek o średnicy 2,5cm. Następnie wałek podzielić na 2cm kawałki i formować z nich kopytka. Pozostawić na 15min. a w miedzy czasie nastawić w dużym garnku dobrze osoloną wodę. Na wrzącą wrzucać partiami kopytka, gotować 4-6minut do momentu wypłynięcia. Gdy wypłyną chwilkę pogotować i siup na durszlak.
W głębokiem patelni roztopić masło, dodać czosnek. Chwilkę podsmażyć, ale nie za mocno. Dodać kopytka wymieszać. Doprawić pieprzem, dodać posiekaną szałwię i chwilkę obsmażyć.
składniki:
750g ziemniaków, umytych, obranych i ugotowanych
75g parmezanu, startego
50g + 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej
60g semoliny
sól i pieprz
2 żółtka
mąka
1 ząbek czosnku
4 łyżki masła
szałwia (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
Ziemniaki dokładnie zgnieść. Można w tym celu użyć praski do ziemniaków lub tłuczka. Dodać 25g parmezanu, 50g skrobii ziemniaczanej, semolinę, łyżeczkę soli i żółtka. Wyrobić gładkie, jedwabiste ciasto. W razie potrzeby dodać pozostałą skrobię ziemniaczaną.
Ciasto przełożyć na oprószoną mąką stolnicę i uformować wałek o średnicy 2,5cm. Następnie wałek podzielić na 2cm kawałki i formować z nich kopytka. Pozostawić na 15min. a w miedzy czasie nastawić w dużym garnku dobrze osoloną wodę. Na wrzącą wrzucać partiami kopytka, gotować 4-6minut do momentu wypłynięcia. Gdy wypłyną chwilkę pogotować i siup na durszlak.
W głębokiem patelni roztopić masło, dodać czosnek. Chwilkę podsmażyć, ale nie za mocno. Dodać kopytka wymieszać. Doprawić pieprzem, dodać posiekaną szałwię i chwilkę obsmażyć.
Pewnie się zastanawiacie czemu tu tak cicho i nic się nie dzieje. Niestety jestem już dość długo przeziębiona i muszę w końcu coś z tym zrobić. W tym czasie chleby nie za bardzo mnie lubiły. Zaliczyłam porażkę z pumperniklem i znalezionym przepisem Maggie Glezer. Na szczęście wczoraj przełamałam złą passę i upiekłam turecki chlebek znaleziony u Tatter, pochodzący z dorotusiowych stron. Pysznie słodki, mięciutki i taaaki aromatyczny, że na pewno go nie raz, nie dwa, a wiele razy powtórzę. Dlatego, prosząc o wybaczenie, zamieszczam ku pamięci przepis.
składniki:
500g mąki
1 1/2 lyzeczki drożdży instant
330 ml mleka
2 łyżki masła (50 g)
1 łyżeczka soli
1/3 szklanki melasy
1 łyżeczka brązowego cukru
4 łyżeczki kawy zbożowej
100g rodzynek
Do posmarowania:
1 jajko, roztrzepane z
1 łyżka mleka
sposób przygotowania:
Drożdże wymieszać z mąką i cukrem. Mleko podgrzać, rozpuścić w nim melasę i masło. Ostudzić nieco. Do mąki z drożdżami dodać letnie mleko z melasą i masłem, sól, kawę zbożową, rodzynki i wyrobić dokładnie ciasto. W razie konieczności podsypać mąką. Ma być gładkie, miękki i zachowujące kształt kuli. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na około 1 godzinę. Powinno podwoić objętość.
Podzielić na pół. Uformować 2 bochenki i zostawić raz jeszcze do wyrośnięcia. Posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem. Piec około 30 minut w temperaturze 180ºC.
składniki:
500g mąki
1 1/2 lyzeczki drożdży instant
330 ml mleka
2 łyżki masła (50 g)
1 łyżeczka soli
1/3 szklanki melasy
1 łyżeczka brązowego cukru
4 łyżeczki kawy zbożowej
100g rodzynek
Do posmarowania:
1 jajko, roztrzepane z
1 łyżka mleka
sposób przygotowania:
Drożdże wymieszać z mąką i cukrem. Mleko podgrzać, rozpuścić w nim melasę i masło. Ostudzić nieco. Do mąki z drożdżami dodać letnie mleko z melasą i masłem, sól, kawę zbożową, rodzynki i wyrobić dokładnie ciasto. W razie konieczności podsypać mąką. Ma być gładkie, miękki i zachowujące kształt kuli. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na około 1 godzinę. Powinno podwoić objętość.
Podzielić na pół. Uformować 2 bochenki i zostawić raz jeszcze do wyrośnięcia. Posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem. Piec około 30 minut w temperaturze 180ºC.
W ramach przedwczesnego dogrzewania zrobiłam dzisiaj meksykańskie bułeczki. Muszę koniecznie dodać, że skusiła mnie do tego Tatter niezwykłym zdjęciem (za co jej niezmiernie dziękuję!). Moje zdjęcie może nie jest już tak kuszące jak jej, ale za to oddaje ponurą atmosferę dzisiejszego dnia :-(
PS. Tak to już jest, że bywają gorsze i lepsze dni.
PS. Tak to już jest, że bywają gorsze i lepsze dni.
Za oknem deszcz stuka o parapety okien. W mieszkaniu też nieciekawie, wszystko takie szare i ponure, aż chciałoby się uciec do miejsca, gdzie można wygrzać się w promieniach słońca.
Jakby tego wszystkiego było mało, padłam ofiarą przeziębienia. Kiedy jestem chora mam zwykle ogromną ochotę na gorącą, rozgrzewającą zupę, która postawi mnie na nogi. Dziś z uwagi na nadmiar papryki, która zdążyła się już zmarszczyć, postanowiłam skorzystać z przepisu Bajaderki. Według wskazówek przyrządziłam pysznie czerwoną zupę, mogącą zastąpić wszelkie pseudo-gorące kubki, bo z tą zupką kubek jest dopiero gorący ;-)
Jakby tego wszystkiego było mało, padłam ofiarą przeziębienia. Kiedy jestem chora mam zwykle ogromną ochotę na gorącą, rozgrzewającą zupę, która postawi mnie na nogi. Dziś z uwagi na nadmiar papryki, która zdążyła się już zmarszczyć, postanowiłam skorzystać z przepisu Bajaderki. Według wskazówek przyrządziłam pysznie czerwoną zupę, mogącą zastąpić wszelkie pseudo-gorące kubki, bo z tą zupką kubek jest dopiero gorący ;-)